Min. prezydencki A. Duda dał się wówczas przekonać (ok. 14:00), że info od rosyjskiego prezydenta Miedwiediewa może być wiążącą podstawą dla polskich władz do uznania śmierci prezydenta L. Kaczyńskiego. W polskim prawie taką moc definiującą ma jedynie akt zgonu i min. Duda był tego w pełni świadomy, co prezentuje w powyższym wystąpieniu..
- dlaczego - jako prawnik Kancelarii Prezydenta RP - nie stanął konsekwentnie na gruncie obowiązującego w Polsce prawa i ok. 14:00 machnął ręką na pozakonstytucyjne de facto przejęcie władzy przez Komorowskiego? Sam przecież potwierdza (od 13:20 ), że z kolegami z Kancelarii Sejmu RP rozmawiali wówczas o sytuacji zamachu stanu w Polsce. Był więc świadomy tego, co w Warszawie ma miejsce.
- w jakim celu w ogóle Lech Czapla nawiązał ok. godz. 11:00 kontakt z przebywającym wówczas w Krakowie min. A. Dudą? Obowiązki szefa Kancelarii Prezydenta RP - w momencie nieobecności W. Stasiaka - formalnie powinien pełnić przebywający wówczas w Katyniu/Smoleńsku Jacek Sasin... Najistotniejsze jest jednak to, że urzędnicy Kancelarii Prezydenta nie mają przecież żadnych uprawnień w czynnościach związanych z trybem przekazywania urzędu prezydenckiego....
No i najważniejsze: co by się stało gdyby A. Duda podtrzymał swoje początkowe stanowisko i ok. godz. 14:00 nadal domagał się uznania aktu zgonu prezydenta Lecha Kaczyńskiego za jedyną podstawę dalszych działań?
Oczywiście, że Komorowski ogłosiłby się i tak p.o. prezydenta RP - jego gotowość do skoku na ten urząd w czasie jak najkrótszym niejednego wówczas wręcz zaszokowała.
Andrzejowi Dudzie zostałaby jednak czysta karta. Mógłby mieć bezcenny moralny atut "Inki": zachowałem się tak jak było trzeba.
I dzisiaj - kiedy stał się kandydatem PiS na prezydencki urząd - nikt nie stawiałby pytań, które wybrzmiewają od jesieni 2010, od momentu spotkania min. Dudy z Zespołem Parlamentarnym A. Macierewicza.
Od razu może zaznaczę - zrównywanie prezentowanych tutaj przeze mnie wątpliwości i zastrzeżeń z atakami na A. Dudę i na PiS idącymi chociażby z GW, jest idiotycznym zabiegiem półgłówków politycznych, którzy albo nie rozumieją dylematów 10.04., albo - metodą aktywisty partyjnego - zawsze mają pod ręką kubeł pomyj na autorów pytań.
Od min. 9:07 sprawa "ruskiej bumagi" mającej rzekomo potwierdzać już ok. godz. 14:00 śmierć Lecha Kaczyńskiego.
OdpowiedzUsuńMin. prezydencki A. Duda dał się wówczas przekonać (ok. 14:00), że info od rosyjskiego prezydenta Miedwiediewa może być wiążącą podstawą dla polskich władz do uznania śmierci prezydenta L. Kaczyńskiego.
OdpowiedzUsuńW polskim prawie taką moc definiującą ma jedynie akt zgonu i min. Duda był tego w pełni świadomy, co prezentuje w powyższym wystąpieniu..
I w takiej sytuacji pojawiają się dwa pytania:
OdpowiedzUsuń- dlaczego - jako prawnik Kancelarii Prezydenta RP - nie stanął konsekwentnie na gruncie obowiązującego w Polsce prawa i ok. 14:00 machnął ręką na pozakonstytucyjne de facto przejęcie władzy przez Komorowskiego?
Sam przecież potwierdza (od 13:20 ), że z kolegami z Kancelarii Sejmu RP rozmawiali wówczas o sytuacji zamachu stanu w Polsce. Był więc świadomy tego, co w Warszawie ma miejsce.
- w jakim celu w ogóle Lech Czapla nawiązał ok. godz. 11:00 kontakt z przebywającym wówczas w Krakowie min. A. Dudą? Obowiązki szefa Kancelarii Prezydenta RP - w momencie nieobecności W. Stasiaka - formalnie powinien pełnić przebywający wówczas w Katyniu/Smoleńsku Jacek Sasin...
Najistotniejsze jest jednak to, że urzędnicy Kancelarii Prezydenta nie mają przecież żadnych uprawnień w czynnościach związanych z trybem przekazywania urzędu prezydenckiego....
No i najważniejsze:
OdpowiedzUsuńco by się stało gdyby A. Duda podtrzymał swoje początkowe stanowisko i ok. godz. 14:00 nadal domagał się uznania aktu zgonu prezydenta Lecha Kaczyńskiego za jedyną podstawę dalszych działań?
Oczywiście, że Komorowski ogłosiłby się i tak p.o. prezydenta RP - jego gotowość do skoku na ten urząd w czasie jak najkrótszym niejednego wówczas wręcz zaszokowała.
Andrzejowi Dudzie zostałaby jednak czysta karta.
Mógłby mieć bezcenny moralny atut "Inki": zachowałem się tak jak było trzeba.
I dzisiaj - kiedy stał się kandydatem PiS na prezydencki urząd - nikt nie stawiałby pytań, które wybrzmiewają od jesieni 2010, od momentu spotkania min. Dudy z Zespołem Parlamentarnym A. Macierewicza.
Od razu może zaznaczę - zrównywanie prezentowanych tutaj przeze mnie wątpliwości i zastrzeżeń z atakami na A. Dudę i na PiS idącymi chociażby z GW, jest idiotycznym zabiegiem półgłówków politycznych, którzy albo nie rozumieją dylematów 10.04., albo - metodą aktywisty partyjnego - zawsze mają pod ręką kubeł pomyj na autorów pytań.