28.11 16:26 Odsłon: 1080 (w tym z lubczasopism 24)
Wywiad z FYM-em: Meandry dokumentacji smoleńskiej
Brakowało bardzo Twojego głosu w dyskusjach, jakie rozgorzały o dalszych perspektywach badań smoleńskich po II Konferencji Smoleńskiej, głównie w kontekście ustaleń prof. Ch. Cieszewskiego. Owszem,
często komentowałeś ważniejsze wydarzenia konferencyjne na swoim blogu,
gdzie publikujesz kolejne swoje analizy, ale jakiejś pełniejszej oceny
sytuacji w tym szerszym aspekcie z Twojej strony dotąd nie było.
Dziękuję więc, że znalazłeś wolną chwilę i zgodziłeś się na tę rozmowę.
Proponowałabym
omówić 3 grupy zagadnień: II KS, krąg ostatnich Twoich badań i hipotez
oraz to co można nazwać „smoleńskim trójkątem bermudzkim”, a co w
konsekwencji powoduje , że zapętlona sprawa badań nad 10.04.2010. nie
może dzisiaj ruszyć z miejsca.
1. II Konferencja Smoleńska
Czy jest zauważalna - w Twoim odbiorze - jej odmienność od I KS?
Publicznie
na pewno nie jest zauważalna. Gdybyś spytała kogoś na ulicy
któregokolwiek z polskich miast, to, sądzę, że nie wiedziałby nawet, że
była i II KS, i I KS, i że czymś się one różniły. Obserwowałem to, jak
media prorządowe relacjonują tę ostatnią konferencję i można było
dostrzec dwie wzajemnie uzupełniające się tendencje: najpierw uporczywe
przemilczanie, potem iście burleskowe ośmieszanie z pomocą takich
wybitnych znawców nauki jak tow. L. Miller, tow. red. J. Paradowska i
wielu im podobnych dyżurnych autorytetów – choć, rzecz jasna, wybijały
się w tym tłumie „święcie oburzonych na konferencję” również głosy
fachowców związanych z KBWLLP, jak dr M. Lasek, który wprawdzie brzozy
osobiście nie widział ani nie dotykał, bo tak się złożyło, że w
Smoleńsku nie był, jak też żadnych badań teledetekcyjnych „okolic
Siewiernego” nie prowadził, ale „skądsik” wiedział, iż „to nie brzoza, to śmieci”, a więc, że prof. Chris Cieszewski się po prostu pomylił i sprawa jego analiz załatwiona, nie ma w ogóle o czym gadać (http://www.rmf24.pl/tylko-w-rmf24/wywiady/kontrwywiad/news-lasek-to-nie-brzoza-to-smieci-blad-smolenskiego-eksperta,nId,1046756).
Inny głos wybitnego eksperta – tym razem od radiotelegrafii, o ile się nie mylę, jak pisali autorzy Zbrodni smoleńskiej – to mgr. inż. E. Łojek – jeden z moich ulubieńców (obok mgr. inż. Lipca:http://freeyourmind.salon24.pl/547217,paryska-prezentacja-mgr-inz-lipca),
jeśli chodzi o KBWLLP i „komisję Laska”, spadkobierczynię dorobku
intelektualnego i badawczego „komisji Millera”. On chyba jako pierwszy
się odezwał dla TVN24 świeżo po wykładach Cieszewskiego, dlatego należy o
nim wspomnieć. Łojek skomentował odkrycie Cieszewskiego jako „kolejną fantastyczną teorię” i odwołał się do niezawodnego świadectwa N. Bodina (http://www.tvn24.pl/ii-konferencja-smolenska-zgniecione-puszki-i-inne-eksperymenty,364902,s.html).
Wprawdzie ów Łojek, tak jak i Lasek, swojej szacownej stopy przy
słynnej brzozie, a więc też i na „działce Bodina” (o ile nie jest to po
prostu teren wojskowy przy lotnisku XUBS, a „działka Bodina” to legenda
na potrzeby katastrofologii smoleńskiej) nie miał okazji postawić, a
Bodina to zna pewnie z telewizji, bo nie sądzę, by kiedykolwiek tenże
Łojek z nim rozmawiał choćby przez telefon – ale czy to może mieć
jakiekolwiek znaczenie? Grunt, że Łojek dla TVN24 okazuje się lepszym
znawcą teledetekcji niż Cieszewski, nieprawdaż? Nie wchodzę już przy tej
okazji w szersze, ocierające się o tragifarsę, spory między Łojkiem
(ewentualnie całą „komisją Laska”) a „komisją Macierewicza” (http://www.fakt.pl/edward-lojek-przeprasza-kola-gospodyn-wiejskich,artykuly,423180,1.html).
Ale
czy media antyrządowe podjęły wątki z II KS? Myślę, że odpowiedź na to
pytanie nie jest trudna, wystarczyło przejrzeć niedługo po II KS „tygodniki
opinii” nazywające się prawicowymi, konserwatywnymi, niepokornymi i Bóg
wie jeszcze jakimi, by wyrobić sobie osąd. Wywiad z Cieszewskim
przeprowadzony przez red. J. Lichocką, koncentrujący się na sprawach
historyczno-sentymentalnych, a nie na istocie badań samego indagowanego,
można traktować jako „kwiatek do kożucha” jedynie (http://niezalezna.pl/48087-prof-chris-cieszewski-dla-gp-o-zlamanej-brzozie-pracy-naukowca-i-surrealistycznej-polsce; por. teżhttp://wpolityce.pl/wydarzenia/65203-chris-cieszewski-smolenska-brzoza-byla-zlamana-juz-5-kwietnia-przelomowa-analiza-zdjec-satelitarnych-ze-smolenska).
Tak więc „zasługa”, iż II KS tak szybko przeszła do „niepamięci”
społecznej – leży po obu stronach, a więc i mediów zależnych, i
niezależnych, a więc całego mainstreamu. I to nie przypadek.
Czy słusznie typuje się II KS jako przełom w badaniach smoleńskich?
Słowa
„przełom” można by użyć, gdyby na samej II KS tak potraktowano odkrycia
Cieszewskiego. Tak się nie stało. Nie zmieniono porządku obrad, nie
urządzono jakiegoś nadzwyczajnego panelu naukowego transmitowanego na
żywo, nie podjęto wątku, a przecież to, co ogłosił Cieszewski,
diametralnie zmieniało postać rzeczy – także dla uczestników II KS (no i
dla oficjalnego śledztwa, ma się rozumieć, stąd też wnet posypało się
„dementi” za „dementim” ze strony przeróżnych szacownych instytucji
zajmujących się „katastrofą smoleńską”, z NPW na czele: por.http://freeyourmind.salon24.pl/543280,ekspertyza).
Oglądałem oba wykłady Cieszewskiego (udostępniane online) na II KS
(dyskusja u mnie na blogu toczyła się niemal równolegle z poszczególnymi
wystąpieniami na tej konferencji, pod notkąhttp://freeyourmind.salon24.pl/541428,priwod)
i pamiętam, jak w okolicach godz. 11-tej pierwszego dnia
październikowej konferencji padły te słowa dotyczące złamania brzozy
przed 10-tym Kwietnia i na sali zapadła martwa cisza świadcząca o sporej
konsternacji. Tak bardzo chyba to, co odkrył Cieszewski, było „pod prąd” narracji, do której środowiska otaczające ZP się przyzwyczaiły. To znaczy o wiele łatwiej było przyjąć, iż to „niemożliwe” aniżeli, że to może być po prostu prawda.
Na
marginesie zresztą dodam, że Cieszewski po II KS sam sobie zaszkodził,
pokazując się z wykładem na posiedzeniu ZP w sejmie. Gdyby wygłosił
wykład otwarty w jakimś neutralnym miejscu – najlepiej na sali
uczelnianej lub ewentualnie jakiegoś instytutu badawczego (czemu nikt z
ZP nie wpadł na to, by taki nadzwyczajny wykład dla studentów i innych
naukowców w Warszawie zrobić?) – to sprawa byłaby pozbawiona
politycznego kontekstu. Jeśli jednak Cieszewski zawitał do polskiego
parlamentu, czyli samego centrum życia politycznego nad Wisłą, czyli do
„polskiego piekiełka”, a wokół samego badacza utworzył się wianuszek
ludzi Macierewicza, no to niestety, nie mógł oczekiwać (Cieszewski), iż
nie zostanie to wykorzystane przeciwko niemu, a więc, że środowiska (tu
zwłaszcza dyżurne autorytety moralno-naukowe) Czerskiej Prawdy
spojrzą przychylnym okiem na tego rodzaju sytuację. Macierewicz,
wciągając Cieszewskiego w swoje gry polityczne (a przecież ZP to jest w
rękach Macierewicza wyłącznie instrument politycznego nacisku na rząd, a
nie żadnego badania tragedii polskiej delegacji), zapewnił tym samym
„twarde lądowanie” Cieszewskiemu, ponieważ to był dopiero początek
awantury wokół tego naukowca rozpętanej przez media szkoły Michnika,
awantury, która dotarła nawet do amerykańskiej uczelni, na której
Cieszewski pracował. Macierewicz klasycznie wystawił Cieszewskiego.
Jakie w Twojej ocenie były najważniejsze referaty i opracowania na II KS?
Oprócz
tych wspomnianych wyżej, kapitalna była analiza „dźwięku uderzenia w
drzewo” przeprowadzona przez prof. A. Gruszczyńską-Ziółkowską. Analiza
ta pokazała, jak skoncentrowanie się na jednym detalu oficjalnej
narracji pozwala wykazać fałszywość tejże narracji i/lub fałszywość
materiału dowodowego (ściślej: przedstawianego oficjalnie jako dowodowy,
bo czy on jest dowodowy, to osobna sprawa – do dziś wszak polska strona
nie ma oryginałów zapisów CVR, ale jak wiemy, mało kogo to martwi).
Wykład dr. J. S. Wiśniowskiego związanego z Wojskowym Centrum
Geograficznym też był intrygujący (nawiasem mówiąc, docenił ten wykład
nawet Lasek, chwaląc Wiśniowskiego w mediach) – zwłaszcza w jednym
aspekcie, takim, że teledetekcyjna analiza dokonana przez zespół,
któremu przewodniczył Wiśniowski, analiza (obszaru Siewiernego) wykonana jesienią 2010, została utajniona.
Informację o takim utajnieniu otrzymujemy wprawdzie trzy i pół roku po
„katastrofie”, właśnie na październikowej (2013) konferencji, pytanie
zatem, kiedy taka analiza (i przez kogo) zostanie odtajniona:). No ale ja na to pytanie nie znam odpowiedzi.
Bez
wątpienia również wystąpienia pp. M. Wassermann i S. Zagrodzkiego były
czymś, co wnosiło nową jakość, ponieważ dotyczyły oficjalnej
dokumentacji medyczno-sądowej sporządzanej przez ruską i polską stronę.
Niestety, referat Zagrodzkiego został zakończony awanturą wokół sprawy
pokazywania drastycznych zdjęć i tematyka stanu ciał po „katastrofie”
nie została należycie podjęta na II KS – tak więc znowu wątkiem wiodącym
podczas październikowej konferencji okazała się (jałowa w gruncie
rzeczy, jeśli części „wraku” nie zostały poddane kryminalistycznej
analizie w Polsce i nie wiadomo, czy kiedykolwiek do niej zostaną
przewiezione) problematyka zniszczeń fragmentów samolotu i – co
oczywiste – hipoteza z „eksplozją w przestworzach”. W tym więc względzie
II KS stanowiła kontynuację I KS.
Jak
oceniasz rolę ustaleń prof. Ch. Cieszewskiego i ich historię? (sam
analizowałeś wcześniej na swoim blogu jego zdjęcia satelitarne)
Cieszewski
przeszedł prawie niezauważony na I KS pewnie dlatego, że miał
wystąpienia po angielsku i nie zajmował się „niszczeniem tupolewa w
wyniku wybuchów” (bo przecież dla mediów należących do szkoły
Macierewicza, tylko ten temat I KS był istotny i tylko ten nagłaśniały) –
choć już wtedy Cieszewski przedstawiał dwa wątki swoich badań: dziwny
śnieg na pobojowisku w „miejscu katastrofy” na zdjęciu satelitarnym z
5-04-2010 oraz kwestię zniszczeń samej brzozy, wskazujących, iż nie
zaszły one w sposób dynamiczny (gdyby zaszły dynamicznie, a więc np. w
wyniku zderzenia się z brzozą samolotu, widać byłoby na drewnie np.
świeże soki po uszkodzeniu). Wątek brzozy, jako eksploatowany do granic
niemożliwości przez dendrologów zarówno od hipotezy wypadkowej
(przypomnijmy sobie, jak wiele – chyba należałoby liczyć w tysiącach –
prac napisano na temat, pod jakim kątem tupolew uderzył w brzozę i co
się potem stało; ileż ścisłych umysłów przeprowadziło drobiazgowych
wyliczeń, ile pięknych wzorów nam pokazano na przebieg całego
zderzenia), jak i tych od „eksplozji w przestworzach”, nie interesował
mnie specjalnie, natomiast analizy teledetekcyjne jak najbardziej.
To,
na co zwracał uwagę Cieszewski, a propos zdjęć satelitarnych
Siewiernego, to była wyjątkowa aktywność obserwacyjna, teledetekcyjna,
jeśli chodzi o kwiecień 2010 i o to „nieczynne” smoleńskie północne
lotnisko – aktywność nie tylko w okresie „po katastrofie”, lecz także w
dniach przed. Pisałem obszernie o tym w Topologii smoleńskiej (2), więc odsyłam zainteresowanych do lektury uzupełniającej (tu do znalezienia:http://freeyourmind.salon24.pl/393348,komplet).
Drugą sprawą sygnalizowaną przez Cieszewskiego (już na I KS), było to,
iż zdjęcie sat. z 9-04-2010 (przynajmniej to, do którego on miał dostęp)
nie obejmuje wschodniej
części Siewiernego, a więc i polanki samosiejek. Trzecią, że na
fotografiach wykonanych „po katastrofie” nie widać buldożerów, koparek,
dźwigów i innego ciężkiego sprzętu pokazywanego w mediach z okresu
„sprzątania wrakowiska”.
Jeśli
chodzi o „historię” wystąpień Cieszewskiego, to już chyba ten wątek
wcześniej omówiliśmy, więc nie będę go ciągnął. Natomiast rola odkryć
Cieszewskiego, podkreślę, jest olbrzymia, lecz zapewne z tego właśnie
powodu tak skrupulatnie pomniejszana lub przemilczana przez
„wypadkowców” i „wybuchowców” – kładą bowiem one (odkrycia
Cieszewskiego) kres obu tym hipotezom, jak też wymagają rewizji i badań,
i śledztwa, gdyż wskazują na nieprawdopodobną wprost skalę oszustwa,
jakie towarzyszy temu, co zostało nazwane „katastrofą smoleńską”.
Czy mógłbyś zinterpretować nagonkę medialną na
ZP (sprawa prof. Rońdy) i rolę prof. Kleibera przed II KS? Jak to
widzisz? – w tych sprawach w ogóle się chyba nie wypowiadałeś…
Nie wiem, czy pamiętasz, ale to prof. Rońda miał zrazu otwierać II KS (http://wpolityce.pl/artykuly/65091-ii-konferencja-smolenska-przedstawiamy-szczegolowy-program-dwudniowego-spotkania-ekspertow-w-warszawie).
To taka ciekawostka na początek mojej odpowiedzi. Nie znam ani jednego,
ani drugiego z naukowców, ale kiedyś (w owym gorącym okresie)
rozmawiałem na temat prof. Rońdy ze znajomymi, którzy byli tego zdania,
jakie pojawiło się w mediach, tzn. że Rońda nie powinien był
blefować/oszukiwać/kłamać etc. występując publicznie i dyskutując z
dziennikarzem. Z pozoru takie postawienie sprawy wydaje się całkiem
słuszne, odpowiedziałem, wszak ethos naukowca ewidentnie kłóci się z
jakąkolwiek formą głoszenia nieprawdy. Ale:).
Ale
to nie jest wcale właściwe postawienie sprawy (abstrahuję od samego
Rońdy w tym miejscu, chcę powiedzieć coś ogólniejszej natury). W
przypadku 10 Kwietnia mamy przecież do czynienia z wszechogarniającym
kłamstwem, oszustwem, blefem, a nawet oficjalnym, instytucjonalnym
poświadczaniem nieprawdy – mamy sfałszowane dokumenty medyczne,
mamy sfałszowane dokumenty wojskowe, mamy sfałszowane ekspertyzy,
sfałszowane stenogramy etc. nie licząc multum fałszywych informacji,
spekulacji, wizualizacji etc., które przewalały się przez media od
pierwszych godzin po ogłoszeniu „katastrofy” i co rusz powracają do
dziś. Tak więc w przestrzeni publicznej panuje „wolna amerykanka” i ja
się wcale nie dziwię, że Rońda nieco sfaulował zawodnika, którego
spotkał na boisku. Ileż to dziennikarze wypisywali na temat naukowców w
ogóle ośmielających się brać za temat „Smoleńska” w inny sposób niż by
to nakazywała Czerska Prawda?
Czy więc naukowcy nie mają prawa czasem odwinąć się na odlew
dziennikarzom? A nawet politykom, którzy kłamią bez mrugnięcia okiem do
kamer? Ależ jak najbardziej. I nawet powinni naukowcy iść na udry z
dziennikarzami i politykami – bo to naukowcy (obok duchowieństwa i ludzi
sztuki) stanowią elitę intelektualną narodu (a nie pożałowania godni
politycy czy podporządkowani im żurnaliści). Tylko że naukowcy obudzili
się dopiero długo ponad rok po fakcie. I KS była spóźniona o rok –
należało takimi badaniami się zająć już w pierwszych miesiącach po
„katastrofie”.
Natomiast
prof. Kleiber miał jeden intrygujący pomysł – tj. aby na dyskusję w
PAN-ie, oprócz strony KBWLLP i ZP, zaprosić też jakąś „trzecią stronę,
jak się wyrażał w mediach. Kogo jednak miał na myśli, nigdy nie
sprecyzował, a przynajmniej ja nie słyszałem takiego dookreślenia.
Czyżby zwolenników całkowitej rewizji śledztwa, kwestionujących
zaistnienie lotniczego zdarzenia na Siewiernym z udziałem
„prezydenckiego tupolewa”? Jeśli tak, to cała sprawa mogła zostać
spalona na panewce właśnie z tego względu. Zrobiono więc w mediach dym
wokół ekspertów ZP i samego Rońdy, od którego (w klasycznym już swoim
stylu) natychmiast odcięła się szkoła Macierewicza jak od trędowatego –
ale w ten sposób nie dopuszczono do otwartej dyskusji z udziałem
naukowców, którzy zadaliby kłopotliwe pytania i przedstawicielom KBWLLP,
i ZP. Może tu jest pies pogrzebany?
Całkiem
niedawno (27 listopada 2013) do sprawy ekspertów ZP i samego Rońdy
powrócił prof. A. Zoll, którego do tej pory nie kojarzyłem z kręgiem
osób zajmujących się katastrofami lotniczymi, w rozmowie z wybitną
znawczynią katastrof, red. A. Kublik (http://wyborcza.pl/1,75478,15029882,Prof__Zoll__Czas_odrzucic_moralny_szantaz_Macierewicza.html#MT).
Jak możemy się domyśleć (warto wywiad poczytać), Zoll ubolewał nad
działalnością „naukowców smoleńskich”, nad „blefami i kłamstwami
szkodzącymi polskiej nauce”, ale słowem się nie zająknął, jako profesor
nauk prawnych, na temat prawnych podstaw „badań smoleńskich” i prawnych
podstaw powołania „komisji Millera”, dajmy na to, choć to temat-rzeka,
chciałoby się rzec, właśnie dla prawnika. W tej zaś materii mógłby Zoll
powiedzieć o wiele więcej aniżeli na temat zasadności takich czy innych
podejść w katastrofologii. Oczywiście Kublikowej też nie przyszło do
głowy, by o takie kwestie Zolla zapytać.
Do
tego portretu warto dorzucić jeszcze jeden – także profesora nauk
prawnych. Oto odchodząca ze stanowiska ministra nauki i szkolnictwa
wyższego prof. B. Kudrycka wpadła na kongenialny pomysł unieważniania w pewnych przypadkach tytułów naukowych, a ściślej, tytułu profesorskiego (http://www.rmf24.pl/fakty/polska/news-kontrowersyjny-pomysl-kudryckiej-na-pozegnanie-z-resortem,nId,1064205). Chodzi o odbieranie tytułu osobie, która po prostu była nierzetelna – wyjaśnia K. Melcer (por. teżhttp://www.naukawpolsce.pap.pl/aktualnosci/news,392656,nowy-rzecznik-resortu-nauki.html),
który wprawdzie jeszcze nie ma tytułu profesora, lecz na pewno wie, jak
odróżnić rzetelnego profesora od nierzetelnego – wedle jakiego klucza.
Zwłaszcza na jakich podstawach prawnych. Pomysł ten jest jednak nieco
spóźniony, należało go zastosować już w 1989 r. unieważniając prace
habilitacyjne, doktorskie i magisterskie pisane z (pseudonauki)
marksizmu-leninizmu – co na pewno ożywiłoby sytuację na dziesiątkach
polskich uczelni w III RP, gdzie najrozmaitsze peerelowskie sitwy
przetrwały rozmaite „burze i napory” w stopniu nienaruszonym. I
znakomicie miewają się do dziś.
Ale
chyba nie o to chodziło Kudryckiej. Więc może o pseudonaukę jaką jest
psychoanaliza (tę ocenę podzielam za prof. K. Popperem) albo tak
popularne obecnie gender studies? Czy też celem zmian legislacyjnych jest zwalczanie nierzetelności w postaci kwestionowania wiarygodności np. „raportu MAK”?
Tak czy tak trzeba przyznać Kudryckiej, że odchodzi w wielkim stylu –
choć ta proponowana przez nią poprawka ma nikłe szanse powodzenia w
środowisku akademickim. Pytanie tylko, czy na to kongenialne rozwiązanie
wpadła Kudrycka tak sama z siebie, czy też pomysł podsunął jakiś
polityk w stopniu jakiegoś magistra (ciekawe z jakiej dziedziny i z
jakiej problematyki) chcący sobie „pomajstrować przy nauce”? Od razu
jednak, gdy poczytałem o tym pomyśle, nasunęła mi się analogia z
dekadami komunizmu, kiedy pepeerowcy, a potem pezetpeerowcy wywalali
ludzi z profesorskimi tytułami z uczelni za niewłaściwe poglądy. Nierzetelne zwłaszcza w stosunku do marksizmu-leninizmu i do bieżącej linii Partii. Czy o taki ideał chodziło Kudryckiej?
Jak oceniasz przyczyny jednoznacznego odcięcia się grona naukowców od ZP na II KS?
Może to odcięcie się nie było aż tak jednoznaczne, wszak konferencję podsumowywał nagrodzony oklaskami szef ZP:).
Raczej chodziło, sądzę (w tym deklarowaniu się naukowców, iż II KS nie
jest organizowana przez „komisję Macierewicza”), o to, że nadwiślańskie
media z iście maniackim uporem tak przedstawiały II KS, a więc jako
konferencję „naukowców Macierewicza” – co na pewno nie każdemu z
występujących na niej mogło/musiało się podobać (taka stygmatyzacja
wszak ciągnie się potem w życiorysie zawodowym).
Gdyby
jednak chciano urządzić otwartą debatę wokół dokumentacji związanej z
„katastrofą smoleńską” – no bo tak należy ujmować sytuację, w jakiej się
znajdujemy: analizujemy dokumentację, nie mamy zaś dostępu do materiałów dowodowych
– to zaproszono by chociaż prof. M. Dakowskiego, który zgłaszał się w
ub. roku ze swym referatem na I KS, zaprosić do uczestnictwa w
organizowaniu konferencji i do wzięcia w niej udziału z jakimś
wystąpieniem. Ale Dakowski pewnie zacząłby stawiać publicznie za dużo
trudnych pytań i atmosfera jednomyślności panującej wśród badaczy
(przekonanych, że jeśli nie wypadek to „eksplozja w przestworzach”)
mogłaby na tym bardzo ucierpieć. Jestem zresztą przekonany, że Dakowski
podjąłby zaraz wątki przedstawiane przez Cieszewskiego, zaś gdyby
Dakowskiego wziął do studia telewizyjnego jakiś kulturoznawca, jak ten
dansingbubek z Polsat News, to Dakowski pogoniłby mu w dyskusji przed
kamerą takiego kota, że gość nie wiedziałby jak się nazywa (Cieszewski i
tak łagodnie i zgoła po dżentelmeńsku się obszedł z tym żurnalistą:http://www.youtube.com/watch?v=UmAOo1kS8CU).
Jak oceniasz szanse naukowców na rozwój badań smoleńskich - czy będą chcieli i czy będą mogli wyjść poza rządową narrację?
Wydaje mi się, że teraz czeka nas decydujący ruch ze strony NPW, na który zwracałem swego czasu uwagę w Wizji lokalnej (3) (http://fymreport.polis2008.pl/wp-content/uploads/2013/06/FYM-WL3.pdf, por. komunikat NPW podany pod koniec czerwca 2013, s. 29). Jeśli
biegli współpracujący z NPW stwierdzą z całą powagą, że smoleńska
brzoza została zniszczona przez tupolewa 10 Kwietnia i że w drzewie
tkwią kawałki polskiego Tu-154M 101, to będzie to jednoznaczny sygnał,
iż zachodzi swoiste „zamknięcie tematu” i zarazem „zatrzaśnięcie wieka
historii” – tj. że do wierzenia przekazuje się „szaremu człowiekowi”,
załganą do niemożliwości moskiewską wersję losów Delegatów jako
obowiązującą, usankcjonowaną prawnie i instytucjonalnie. Jeśli (przy
takim rozwoju zdarzeń, a więc i wtedy rychłym umorzeniu śledztwa, być
może w dn. 10-04-2014) nie nastąpi jakiś wyciek w postaci publikacji
utajnianych dokumentów, zdjęć, filmów, ekspertyz, nagrań, zobrazowań
radarowych etc. – to może nastąpić okres „zamrożenia sprawy” i udawania
przez wiele zainteresowanych stron, że „Polacy nic się nie stało”. I
brania nas (mam na myśli osoby żywo zainteresowane wyjaśnieniem tragedii
Delegatów, a nie sposobu uszkodzenia fragmentów wraku pokazanych na
zdjęciach z Siewiernego) na przeczekanie.
Może
jednak zajść coś, co sprawi, iż oficjalna narracja przestanie być
moskiewska. Wiele tu zależy od samych ludzi. Na przykład od oficerów i
żołnierzy eks-36 SPLT, którzy kiedyś mieli zakaz wypowiadania się do
mediów, a którzy wiedzą dużo więcej niż powiedzieli. Od osób pracujących
w IES-ie. Od osób, które dokonywały ekspertyzy „filmiku Koli” dla NPW,
od osób pilnujących rozmaitych depozytów z materiałami dowodowymi. I tak
dalej.
Jak
oceniasz szanse hipotez inscenizacyjnych: w ich przebiciu się do
szerszej świadomości społecznej, w znalezieniu się tego nurtu w
oficjalnych badaniach, w prokuratorskim śledztwie?
Nie
wiem, czy myślenie w kategoriach „przebijania się do świadomości
społecznej” jest właściwe. Albo inaczej: skąd Twoja pewność, że
„hipotezy inscenizacyjne”, jak to nazywasz, się nie przebiły do tej pory? Ja jestem przekonany, że się właśnie przebiły, lecz istota
rzeczy polega na tym, że „dopóki nie ogłosi tego pan/pani w telewizji”,
dopóty nie ma to statusu oficjalnej wersji zdarzeń. Tak działa
„magia telewizji” (jeszcze od czasów peerelu). Oczywiście do tego stanu
rzeczy, jeśli chodzi o 10-04, przyczyniły się media mainstreamowe – te
prorządowe i te antyrządowe, które współzgodnie utrwaliły dogmatykę
smoleńską, niemal całkowicie przemilczając, ewentualnie spychając na
margines, ośmieszając lub łącząc z ruską agenturą (to już patent
stygmatyzowania stosowanego przez szkołę Macierewicza, której wcale nie
przeszkadza korzystanie z ruskich źródeł i to nawet z takich źródeł jak
FSB) wszelkie próby kwestionowania „zdarzenia lotniczego na XUBS z
10-04”.
Powiem teraz trochę jak belfer od medioznawstwa, ale już w drugiej połowie lat 40. odkryto funkcję mediów polegającą na nadawaniu statusu
(osobom, instytucjom, wydarzeniom, opiniom etc.). Funkcja ta polega
przede wszystkim na tym, iż to, co jest podawane w mediach, traktowane
jest przez odbiorców jako ważne – a to, czego nie ma w mediach, jako
nieważne. Jeśli Ty sobie złamiesz rękę, to ekipa
TVP/TVN itd. nie przyjedzie Cię filmować, ale jeśli złamie sobie rękę
premier lub prezydent, to na pewno zainteresuje się tym TVP/TVN. Jeśli
jednak pokazano by Ciebie w telewizji w wiadomościach z jakiegoś powodu,
to widzowie automatycznie potraktowaliby to, jako coś ważnego (skoro
zainteresowały się tym media) – bo np. kogoś uratowałaś, albo popełniłaś
jakieś przestępstwo, albo odniosłaś jakiś niezwykły sukces i stąd
„jesteś w TV” itd. Oczywiście, gdyby to było prawdą (że media
nagłaśniają sprawy ważne i że to, co nagłaśniają media, to sprawy
ważne), to moglibyśmy spać spokojnie, czekając aż żurnaliści dorwą się
do jakiegoś gorącego tematu i prześwietlą go na wylot.
Niestety,
dziennikarze, ludzie mediów, funkcjonariusze medialni, redaktorzy
prowadzący etc. nad Wisłą, doskonale wiedząc (uczą się tego na
studiach), że media mogą właśnie nadawać status, wykorzystują z premedytacją ten potencjał mediów do wyolbrzymiania
rzeczy błahych (tu masz gigantyczną ilość plotek i pogłosek w mediach
każdego dnia – zwłaszcza na portalach informacyjnych, które są obecnie
podstawowym źródłem newsów dla przeciętnego zjadacza chleba), a pomijania rzeczy naprawdę ważnych. Zapycha się odbiorcom dzień szumem medialnym i śmieciami newsowymi – by ci ludzie „nie zawracali sobie głowy” sprawami istotnymi. Ten proces równoczesnego wyolbrzymiania/pomijania pewnych aspektów rzeczywistości można obserwować wszędzie – od łamów Czerskiej Prawdy i Rzepy po łamy Naszego Dziennika
- wszędzie, podkreślam, bez wyjątku. Różnica jest może w skali –
gigantyczną (i właściwie nie do strawienia w ciągu dnia) ilość
śmieciowych wiadomości znajdziesz na informacyjnych portalach
najbardziej „obleganych” przez odbiorców (te śmieciowe newsy są też po
to, by podnosić klikalność strony, co przekłada się na zainteresowanie
reklamodawców daną stroną).
Poza
tym musimy pamiętać, że dziennikarze tych czy tamtych mediów są
zaangażowani politycznie (nie kryją się z tym szczególnie), co przekłada
się nie tylko na sposób „widzenia świata” (zgodny z daną szkołą
medialną – Michnika, Macierewicza etc.) – ale również na rutynę nadawania statusu.
To, co jest dla danego medium ważne, podlega podwójnej korekcie w
ramach tzw. polityki redakcyjnej – 1) „dajemy to”, bo to ważne z punktu
widzenia naszego środowiska politycznego i 2) jest to ważne, o ile nie
szkodzi naszemu środowisku politycznemu. Jeśli szkodzi, trzeba to
bagatelizować, przemilczać, wyszydzać, deprecjonować, mieszać z błotem
itd. Te mechanizmy działają po obu stronach pozornej barykady (między
środowiskami rządowymi a opozycyjnymi) – dzięki temu tak szczelna jest
blokada obejmująca „hipotezy inscenizacyjne”. Na szczęście nie wydaje mi
się, by o wszystkim mogły decydować te właśnie środowiska. Sprawa 10-04
ma charakter międzynarodowy i zapewne dopiero na tym poziomie zostanie
rozstrzygnięta kwestia, co i kiedy „ujawniać dalej”. Także jeśli chodzi o
tragiczne losy Delegatów.
2. Twój krąg badań:
Wiele
ostatnich tygodni spędziłeś na analizach danych zapisanych w
rejestratorach. Po raz pierwszy to Ty właśnie porównałeś równocześnie
wszystkie 3 stenogramy ścieżek dźwiękowych rozmów w kokpicie (CVR 1-3),
FMS, zająłeś się również - jako pierwszy - korespondencją wieży
smoleńskiej z załogą Ił-76 i pokazałeś wagę tych rozmów w zakresie
możliwości porównania ich z korespondencją, jaką kontrolerzy prowadzili z
Jakiem-40 i z załogą Tu-154.
Jak przedstawia się Twoja ocena tego materiału? Na
czym polega odmienność pytań, które Ty postawiłeś, w porównaniu z
metodami zastosowanymi przez MAK i KBWLLP? Jak oceniasz wiarygodność tej
grupy materiałów? Gdzie leżą podstawowe wątpliwości?
Trudno
tu właściwie podejmować wątek wiarygodności, bo poruszamy się po bardzo
zabagnionym terenie (nie mam na myśli polanki samosiejek, a sferę
badań). Zacząłbym od tego, że podstawową cechą oficjalnej dokumentacji
„smoleńsko-powypadkowej” jest jej niejednorodność, a dokładniej niespójność.
Te wszystkie dokumenty na różnych poziomach nie są koherentne ani
zewnętrznie (względem siebie), ani wewnętrznie (same w sobie). Nie
chodzi tu w żadnym wypadku o „przesunięcia czasowe”, czyli że w jednym
dokumencie jest inny moment jakiegoś zdarzenia, a w drugim inny. To są
drobiazgi, które katastrofologiczni badacze zbywają wzruszeniem ramion.
Jak się coś komuś nie zgadza (gdy czyta o czymś w jednym dokumencie i
porównuje z odpowiednim miejscem w drugiej bumadze), to trzeba dodać
ileś sekund lub odjąć i będzie się zgadzało, wyjaśniają ze spokojem. W
ten zaś sposób w analizie krytycznej nie można ich złapać za rękę, bo
zawsze mogą stwierdzić, że źle coś dodaliśmy albo źle odjęliśmy, albo
nie podstawiliśmy do właściwego wzoru, albo też błędnie przeliczyliśmy
jakieś parametry, albo nie uwzględniliśmy jeszcze jakiejś danej. Albo
się po prostu nie znamy.
Chodzi
więc o poważne rozbieżności w ustaleniach, wypowiedziach
(przypisywanych załodze lub „kontrolerom”), danych rejestratorów, danych
urządzeń pokładowych, chronologii, przebiegu poszczególnych zdarzeń, w
odczytach itd. Tego jest tak wiele, że można dostać kręćka. Jednocześnie
masz w tej dokumentacji niezmierzone wprost połacie autentycznej
makulatury – tj. kitowania, słowotoku, zapychania watą stronic papieru
(skandalem jest, że w dokumentacji KBWLLP ani ruskie bumagi włączone w
oryginalnym zapisie, ani amerykańskie raporty UASC nie są przetłumaczone
i dokładnie omówione), że o pseudoanalizach z gatunku „psychologii
lotniczej” (tu raczej parapsychologii, bo badacze odtwarzają stany
świadomości członków załogi „sprzed katastrofy”) nie wspomnę. Ma to odstraszać potencjalnego czytelnika od zagłębiania się w to, co jest podane w „raportach” i/lub „załącznikach”, tak by nie zostało dostrzeżone to, czego faktycznie brakuje. Zniechęcony do lektury czytelnik nie będzie zwracał uwagi na poważne braki
w dokumentacji, gdyż i tak będzie mu się ona wydawała „za obszerna”).
Katastrofologom na tym właśnie zależy, byśmy machnęli ręką i zajęli się
własnymi sprawami, bo czas działa poniekąd na korzyść oficjalnej
narracji. Idzie o to wszak, by sprawa tragedii polskiej delegacji uległa
przedawnieniu i stopniowemu zapomnieniu.
Tymczasem
(wymagająca wielkiej cierpliwości i wytrwałości) drobiazgowa analiza
oficjalnej dokumentacji (do której to analizy zachęcałbym także innych
blogerów) pozwala odkryć „białe plamy” w bumagach. Prosty przykład z dwiema
kartami podejścia na Siewiernyj, którymi miały dysponować załogi 36
SPLT, a więc i załoga PLF 101. Nigdzie w oficjalnej dokumentacji nie
zostały one obie opublikowane, jakimś niezwykłym zaś zbiegiem
okoliczności, a może nieprzypadkowo, pojawiły się tylko na stronie
rządowej telewizji pod lipcowym (2010) wywiadem z R. Musiem (http://www.tvn24.pl/wiadomosci-z-kraju,3/dostalismy-zgode-na-50-metrow-tu-154-i-il-tez,138702.html).
A i tak przeszły bez echa. Publikowano wyłącznie jedną kartę (a i tę
chyba skonstruowaną już na potrzeby „MAK-u” w związku z 10-04)
obrazującą schematycznie wschodnie podejście na XUBS (kursem 259). W oficjalnej narracji zapewniano nas, że od zachodu nie można było lądować i nie dało się lądować,
mimo że 10 Kwietnia lądowały od zachodu w godzinach popołudniowych
(lokalnego czasu) różne samoloty. W związku z tym „zniknięto” w
oficjalnym przekazie kartę podejścia dostarczającą danych przy zachodnim
kierunku lądowania (KM 79, 81 etc.).
Gdyby
brak dwóch kart podejścia był wyłącznie w ruskiej bumadze zwanej
„raportem MAK”, to jeszcze można by to potraktować jako typowy wypadek
przy pracy moskiewskich uczonych, którym wiele materiałów, zapisów,
urządzeń itd. zwyczajnie „poginęło” po drodze do „wniosków badawczych”.
Tych dwóch kart nie opublikowano jednak również ani w polskich Uwagach,
ani w „raporcie Millera” (z załącznikami), ani w „raportach
Macierewicza”. Nie ma tych kart w książkach „śledczo-badawczych” ani w
żadnym filmie „smoleńskim”. Nie pojawiły się w czasopismach wojskowych,
które „analizowały przebieg i przyczyny katastrofy prezydenckiego tupolewa”.
Jeśli to przypadek, to ja jestem święty turecki. Przyznać trzeba, że
zatajenie istnienia tych kart to rzecz nie tyle kuriozalna, co wołająca o
pomstę do nieba, w sytuacji, w której mjr A. Protasiuk miał Plusninowi
zgłosić o godz. 8:23 (wg ofic. danych), że zniżają się na priwod, tj. na dalszą prowadzącą radiolatarnię Siewiernego, a w FMS-ie miał być wklepany po ASKIL punkt DRL1 oznaczający dalszą zachodnią NDB (http://freeyourmind.salon24.pl/546341,raport-problem-danych-fms-a-plf-101).
Zachodnią, powtarzam. Mamy o tym informację i w raporcie UASC dot.
FMS-a, i w „raporcie MAK”, który wybiórczo do amerykańskiego opracowania
podchodzi, i w dokumentacji KBWLLP.
W
ten sposób nawet przez ułamek sekundy w tej oficjalnej narracji i w
oficjalnych omówieniach tego, co się miało dziać 10-04 z „prezydenckim
tupolewem” w okolicach Siewiernego, nie
pojawił się wątek możliwego podejścia PLF 101 na to lotnisko właśnie od
zachodu i właśnie tylko po to, by dokonać rekonesansowego zajścia do wysokości decyzji – i odejścia na „zapasowe”.
Tak – całkiem racjonalnie – mogłaby postąpić polska załoga, jeśli ani
mińska kontrola obszaru, ani potem moskiewska, nie poleciłyby jej
skierować się od razu na lotnisko zapasowe (zamiast udawać się do
Smoleńska). Protasiuk informuje zresztą parę minut po rozmowie z
Plusninem, bo o godz. 8:26: Spróbujemy podejść, zrobimy jedno zajście, ale prawdopodobnie nic z tego nie będzie. (I dodaje po chwili: Możemy pół godziny powisieć i odlecieć na zapasowe – dopuszcza zatem możliwość wykonywania holdingu na kręgu nadlotniskowym.). Pisałem już o tym w notce Priwod (http://freeyourmind.salon24.pl/541428,priwod), lecz powtórzę: załodze PLF 101 Plusnin nie podaje w żadnej ze swych wypowiedzi kursu podejścia 259, zaś kwestią tego, którą
dalszą NDB ma na myśli Protasiuk też się Plusnin w ogóle nie
interesuje. Ciekawe, prawda? Z kolei polska załoga nie komunikuje
„kontrolerom” smoleńskim, że chce dokonać lądowania (nie padają
wyrażenia posadka, posadocznyj, zachod s posadkoj itd. – które pojawiają się w korespondencji „Frołowa” z XUBS i „Wosztyla”).
Istniało
zatem całkiem sporo przesłanek do wzięcia pod uwagę wariantu z
„zachodnim zajściem”, zostały one jednak skrzętnie przemilczane, bo przy
założeniu z zachodnim zajściem ciężko byłoby taki scenariusz pogodzić
ze schematem rozkładu szczątków za murem Siewiernego po wschodniej
stronie. Jak może pamiętasz, G. Kwaśniewski, kierowca amb. J. Bahra,
relacjonował w prokuraturze (http://polska.newsweek.pl/smolensk--nieznana-relacja-oficera-bor,68588,1,1.html), iż Ruscy stwierdzili zrazu, że „tutka przejechała pas” i pognano autami w okolice… ogrodzenia lotniska po wschodniej stronie:
Mgła
ma to do siebie, że trochę tłumi dźwięki. My nic nie słyszymy, ale oni
się dziwnie zachowują, więc szybko wracam do samochodu. "Panie
ambasadorze, coś jest nie tak". Jak dojechaliśmy do Rosjan, oni już
odjeżdżali. "Co jest?" — krzyczę. "Tutka przejechała pas!".
Tak powiedzieli — przejechała pas. Znaczy — nie wyhamowała. Ruszyli
wzdłuż lotniska, na koniec pasa, my za nimi. W pewnym momencie
zatrzymali się. Powiedzieli, że teren grząski i zawrócili. Ale skoro
"tutka" przejechała pas, to musi tam być! Jakoś docieramy do końca pasa.
Muszą być ślady kół. Przejechaliśmy z 50 metrów po trawie. Nie ma nic, żadnego śladu. Zawracamy, wyjeżdżamy z lotniska na drogę. Tam widzimy jakby dywan ze ścinków drzewnych, mnóstwo kawałków drewna.
Cała jezdnia nimi usłana. Widzimy stojących nieruchomo Rosjan. Stoją
jak wryci i wpatrują się w niebo. Potem dowiedzieliśmy się, że chwilę
wcześniej tuż nad ich głowami, nad jezdnią przeleciał samolot.
W celu uzupełnienia dodam relację P. Kraśki, który zapewne widział to z okna hotelu, bo wspomina o limuzynach (http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/03/oko-zaby-4.html):
Wozy strażackie skręcały pod stację benzynową i płot z tyłu lotniska. Do pasa startowego był stąd kilometr, do głównej bramy następne dwa. Dlaczego przyjechała tu straż?
Zobaczyliśmy limuzyny, które miały przewieźć delegację spod samolotu do
Katynia. Też skręciły pod płot, po czym zawróciły w stronę centrum
miasta. Pobiegliśmy do wyjścia.
Nawiasem mówiąc, to pytanie Kraśki: dlaczego przyjechała tu straż? – jest niezwykle interesujące. To, co – nic się nie pali, nie widać żadnego pożaru ani choćby dymu (z okna hotelowego), do których zwykle jeździ straż? Por. też relacje rus. milicjantów znalezione przez M. Pyzęhttp://freeyourmind.salon24.pl/471086,fakty-smolenskie-i-warszawskie.
Wracamy
jednak do kwestii dokumentacji i jej „białych plam”. Przykład z kartami
podejścia to taki mocno rzucający się w oczy. Bardziej wyrafinowany
byłby przykład ze szkoleniami lotniczymi, którym tak wiele w bumagach
poświęcono uwagi i miejsca. Niby szkolenia i poprzednie przeloty różnymi
statkami powietrznymi, wykonywane przez członków załogi, to ważna
rzecz, zwłaszcza jeśli chodzi o pilotów, których oficjalnie posądza się o
spowodowanie wypadku lotniczego (CFIT), ale czemu w dokumentacji nie ma analizy żadnych poprzednich lotów do Smoleńska? O najprzeróżniejszych międzynarodowych (i krajowych) trasach i ich przebiegu możemy się dowiedzieć, lecz akurat nie o smoleńskiej.
Niesamowite, ale prawdziwe. Protasiuk miał wykonać kilka lotów do
Smoleńska – żaden z tych poprzedzających ten z 10-04 nie jest w
dokumentacji przeanalizowany. Przypadek? Przeoczenie?
Nie
są zamieszczone dane o smoleńskich lotach innych załóg (jak wykonywane
były podejścia, jak funkcjonowało lotnisko i jego pomoce nawigacyjne
etc.). Nie mamy nawet szczegółowych informacji o locie Tu-154M z
7-04-2010, a przecież w nim także brał udział Protasiuk (brak
stenogramów z pracy „wież” na Siewiernym z 7-04, choć ponoć zapisy były;
informuje o tym E. Klich w swojej książce)! Mało tego, brak danych z
lotu (a ściślej dwóch, bo i z 7-04-, i 10-04) „Wosztyla”. Zapisy CVR
wprawdzie się „nadpisały” ponoć w drodze powrotnej: Smoleńsk-Warszawa,
ale czy zapisy parametrów lotu nie dałyby się „odzyskać”? Taśm z
jaka-40, rejestrujących ponoć korespondencję PLF 101 z XUBS, jak nie
było, tak nie ma i lada moment upłyną dwa lata, jak zapowiadano ich
przełomowe dla śledztwa opublikowanie (http://niezalezna.pl/22682-tajemnica-czarnej-skrzynki-jaka-40).
I
to jeszcze nie koniec – wszak do badań „powypadkowych” miała KBWLLP
wykorzystywać (niekoniecznie w takich celach, jak te zaprezentowane na
tupolewie przez słowackich pilotów:http://www.youtube.com/watch?v=HlVnx1sfkhI) tutkę o numerze bocznym 102 (kwestię obu tupolewów i ich kokpitów niedawno przypomniałem w notce:http://freeyourmind.salon24.pl/549943,iluzja). Czy nie można było również z urządzeń 102-ki zaczerpnąć nieco danych na temat działania FMS-a i TAWS-a (http://www.wprost.pl/ar/231114/Tupolew-102-nie-poleci-przez-TAWS/)
i opisać je w raporcie lub załącznikach, skoro ten właśnie samolot brać
miał udział w lotach tupolewów do Smoleńska w 2008 r. (zgodnie z tym,
co twierdził M. Wierzchowski:http://freeyourmind.salon24.pl/401203,tajemnice-smolenska)?
Przypomnę tę wypowiedź z posiedzenia ZP (grudzień 2010):
MW: Dwa
lata wcześniej ja przyleciałem, bo wtedy były dwa tupolewy... które,
które przyleciały na te uroczystości... W jednym była delegacja
oficjalna, a w drugim były Rodziny Katyńskie i... wtedy tak naprawdę
nasz, yyy, przynajmniej mój udział... w obecności na tym lotnisku
wyglądał następu... Ten samolot wylądował, yyy, bo one się minęły w
powietrzu. Najpierw wylądował samolot z Rodzinami, wysiedliśmy, one
wsiadły do autokarów, oczekiwały. Potem przyleciał... wylądował drugi
samolot z p. Prezydentem. Wsiedliśmy do autokarów i po prostu
pojechaliśmy na uroczystości.
(Posłanka): Na Siewiernym?
MW: Tak,
tak, tak, tak. To... było to samo lotnisko i... wysiedliśmy z samolotu,
wsiedliśmy do autokarów i różnica to była dziesięciu minut, tak?
Powiedzmy, piętnastu. Ląduje samolot, drugi już robi sobie... gdzieś
podejście do, do, do lądowania, ląduje, podjeżdżają s..., on kołuje na,
na miejsce postojowe, podjeżdżają schody, delegacja wysiada, p.
Prezydent jest witany. Wsiadamy w kolumnę i po prostu udajemy się na
uroczystości na cmentarz.
W
ogóle zatem loty smoleńskie polskich załóg (i samego Protasiuka) nie
stanowią tu (tj. dla „komisji badawczych”, zarówno moskiewskiej, jak i
warszawskich) żadnego kontekstu badawczego (!), a przecież na ich tle
powinno się analizować „wypadek na Siewiernym” (jeśli do niego by
faktycznie doszło) – powinna zatem być zgromadzona cała dokumentacja z
wszystkich lotów na XUBS i podane, co jak kto wykonywał przy jakich
warunkach etc., by można było dokonać porównawczych ocen. Wspominam o
tym w związku z głośnymi tezami o błędach załogi, o błędnych współrzędnych, o błędnych ustawieniach przyrządów (por.http://freeyourmind.salon24.pl/549471,dwie-wysokosci-plf-101-smolenska-wieza-cisnien), o błędnie wklepanej zachodniej NDB, o nieznajomości okolic lotniska, o nieumiejętności ustawienia TAWS-a itd.
Jedną z ostatnich hipotez, które stawiasz, jest podejrzenie, że Tu-154 mogło próbować podejść rozpoznawczonad Siewiernyj od strony zachodniej. Jak wygląda uzasadnienie tego istotnego domniemania? Co jest takiego w odczytach zapisów rejestratorów, co zwraca na to uwagę?
Co
innego rejestratory, a co innego „urządzenia pomocnicze”, jak to
rozgraniczyła „komisja Laska”, a więc takie jak FMS i TAWS (por.http://faktysmolensk.gov.pl/pytania-i-odpowiedzi).
Pewne kwestie związane z Twoimi pytaniami już chwilę temu podałem –
teraz powiem nieco inaczej. Opierając się na oficjalnych danych (np.
dotyczących fatalnej pogody na XUBS) zakładamy, iż polska załoga
postępowałaby racjonalnie. Nie zdecydowałaby się na żadne lądowanie, bo
to naraziłoby wszystkich na pokładzie na niebezpieczeństwo. Mogłaby zaś
zdecydować się na zajście mające pomóc w ostatecznej ocenie sytuacji.
Przypomnę,
że „Moskwa”, gdy załoga zgłasza się w ASKIL (a jest to już jakiś czas
po przekazaniu informacji o TWA w Smoleńsku przez „Mińsk”), niczego
załodze nie proponuje, tylko wydaje zgodę na zniżanie i podaje
częstotliwość „Korsaża”. Samolot ma być jakieś 70 km od docelowego
lotniska, więc dla tupolewa to rzut beretem, jeśli chodzi o przelot i
jego czas. PLF 101, lecąc z Polski, zbliża się do Smoleńska od zachodu,
o czym chyba nawet nie powinienem przypominać. Co zatem byłoby
prostszego, jak dokonanie zajścia na XUBS właśnie od zachodu? Czy temu
nie miałoby służyć obranie punktu nawigacyjnego DRL1 po ASKIL („dane
FMS-a”)? Czy ku temu nie skłaniałaby załogi komenda Plusnina z godz.
8:30 (wg CVR-1): Polski 101, kurs 79?
Po co załoga PLF 101 miałaby dokonywać zajścia od wschodu, nie mając
zamiaru lądować? Naturalnie, taki wariant kompletnie unieważnia wersję z
wypadkiem, do którego miało dojść we mgle i za sprawą zdradzieckiego
jaru smoleńskiego po wschodniej stronie. W tym kontekście można
wspomnieć o lutowym (2011) wywiadzie, którego Naszemu Dziennikowi udzielił S. Wieriewkin, były zastępca naczelnika portu Moskwa-Wnukowo (http://www.radiomaryja.pl/bez-kategorii/pytajcie-krasnokutskiego-o-katastrofe-ila/), Wieriewkin, powołując się na rozmowę z kimś z Siewiernego, mówił:
10
lat temu do lądowania podchodził na tym samym kursie Ił-76, z tego
samego pułku lotniczego. I przed przyziemiem w dolinie położonej w
obszarze podejścia nagle pojawiła się gęsta mgła. Samolot rozbił się.
Gdy sprawa była badana, okazało się, że gdy w tej dolinie, czy raczej
wąwozie, tworzy się gęsta mgła, w tym miejscu powstaje jakby dziura
powietrzna. Dziób ostro pochyla się w dół i ciąg silników nie wystarcza,
żeby znowu go podnieść. Samolot jeszcze leci, ale powoli jego pęd (siła
nośna) gaśnie, maszyna zniża się. I zamiast podnosić się, leci się z
coraz większym przyśpieszeniem do ziemi. Po tym dochodzeniu zostało wydane zalecenie, żeby we mgle nie przyjmować samolotów z tego kursu, tylko z przeciwnego.
Co
zaś do rejestratorów i danych z nich pochodzących, to - co zrozumiałe -
„nie potwierdzają one” podejścia od zachodu. Trudno jednak by to
potwierdzały, skoro miały „potwierdzać” podejście PLF 101 od wschodu i
zderzenie z brzozą. Polska strona jednak dysponowała tylko rejestratorem
ATM-QAR (gdzie i jak znalezionego diabli smoleńskie wiedzą), co do
reszty, to oryginały pozostały w rękach Moskwy, Polakom przekazano kopie
zapisów parametrów lotu dopiero pod koniec maja 2010. Z kolei dane z
tego rejestratora szybkiego dostępu (dla KBWLLP niepodważalne, ma się
rozumieć) budzą wiele wątpliwości, które sygnalizowano w blogosferze. Po
szczegóły odsyłam do opracowań maxoo, piko, także moich – natomiast tu
może wskażę na jeden taki drobiazg, jak „kurs
72”, o którym wspomina o godz. 8:10 nawigator PLF 101 (wg danych
CVR-1), a którego parametrów nie znajdziemy wśród danych
zarejestrowanych przez ATM-QAR (por. Zał. 4, s. 616 ihttp://fymreport.polis2008.pl/wp-content/uploads/2013/11/gdzie-kurs-721.png).
Jeśli więc zapisy rejestratorów miały „dowodzić” podejścia od wschodu,
to musiały być zgodnie z tym scenariuszem zmodyfikowane na potrzeby
katastrofologii smoleńskiej. Innymi słowy, dane o podejściu od zachodu
nie mogły się „zachować”, że tak powiem.
Z tym ostatnim problemem wiąże się kwestia następnej Twojej hipotezy:od wschodu mógł nadlatywać dubler polskiej „101”,
którego rejestratory zostały – być może – wykorzystane do zbudowania
całej narracji makowo-millerowej. Czego brakuje do zweryfikowania
prawdziwości tych podejrzeń?
To
nie jest do końca moja hipoteza – takie rozwiązanie krążyło w
blogosferze, choćby A-Tem je zgłaszał. Można je też znaleźć w książce Zbrodnia smoleńska
napisanej przez anonimowych fachowców wojskowych, gdzie wprost mówi się
o możliwości 1) zmanipulowania danych pochodzących z rejestratorów i
także 2) zarejestrowania przez urządzenia pokładowe innego samolotu
(vide przedziwne loty tupolewów przed 10-tym Kwietnia na XUBS, o których
nadmieniają autorzy) tych parametrów, które potrzebne byłyby do „badań
powypadkowych”. Co więcej, nie tylko „ZNE”, ale i piloci analizujący
CVR-1 dla Naszego Dziennika wyrażali przekonanie, iż załoga PLF 101 nie zeszłaby poniżej 100 m (http://www.katolickie.media.pl/katyn-1940-2010/druga-tragedia-katynska-2010/1599-piloci-analizuj-sekunda-po-sekundzie-stenogram-rosyjskiego-midzypastwowego-komitetu-lotniczego).
Wydaje mi się to przekonanie jak najbardziej uzasadnione. Tak przy
okazji, wspominałaś o Rońdzie, a pamiętasz, o co dokładnie wtedy poszło,
o co była cała medialna wojna? Rońda miał twierdzić, że istniał jakiś
ruski dokument, że polscy piloci nie zeszli poniżej 100 m. Czy zatem
burza wokół samego Rońdy nie miała przesłonić tej nieoficjalnej
informacji?
Jeśli więc ktoś jednak dokonałby takiego zejścia poniżej wysokości decyzji, przelatując od wschodniej strony - to musiałby być to ktoś, kto właśnie rejestruje dane mające imitować potem dane PLF 101 (które to dane analizowaliby pieczołowicie katastrofolodzy). Zauważmy, że takich dwóch podejść ocierających się o wypadek lotniczy 10 Kwietnia dokonywać ma na Siewiernym… „Frołow”
(por. moje analizy w „raporcie” dot. „zapisów z XUBS”). Nie wiemy, ile
podejść wykonał „Frołow” ani jak one dokładnie wyglądały (relacje
świadków są tu rozbieżne), wiemy jednak na pewno, iż polskiej stronie
nie przekazano danych z rejestratorów „Frołowa”, uznając je za
„nieprzydatne” do smoleńskich badań „powypadkowych” (vide polskie Uwagi)
– co świadczy dobitnie, iż musiały kryć w sobie jakąś część danych o
operacji z maskirowką oraz mistyfikacją katastrofy na XUBS.
Dubler
PLF 101 byłby niezbędny 10 Kwietnia z dwóch jeszcze względów. Nie
chodzi wyłącznie o „skonstruowanie danych”, które potem stanowiłyby
„materiał dowodowy” świadczący o przebiegu wypadku – te bowiem mogły
powstawać na dłuższej przestrzeni czasu niż godziny przedpołudniowe w
Smoleńsku (w dn. 10-04). Chodzi o cyrk we mgle urządzany w okolicach
Siewiernego, który jakoś został uwieczniony w skrajnie sprzecznych ze
sobą relacjach świadków, które potem w narracji oficjalnej ujednolicono
jako opowieści o jednym
zdarzeniu. To zatem, co np. wyczyniał „Frołow”, mogło być potem
przypisywane „prezydenckiemu tupolewowi” – jeden ze smoleńskich leśnych
dziadków opowiada w filmie A. Gargas 10.04.10 o ruskim transportowcu. Czy jednak tylko „Frołow” odpowiadałby za dublowanie PLF 101, czy zrobiłby to jeszcze jakiś mały, wojskowy samolot, to wciąż kwestia do ustalenia podczas dalszych przesłuchań świadków – mam na myśli zwłaszcza polskich świadków. Tych zeznań szczególnie brakuje od kilku już lat do zrekonstruowania tego, co się działo tamtego dnia na XUBS.
Do czego sprowadza się kwestia możliwości rozstrzygnięcia o oryginalności zapisów FMS (i pozostałych rejestratorów) oraz ocena ustaleń
UASC? Jakie są argumenty na rzecz braku ich wiarygodności, jakie są
zastrzeżenia? (dyskusja na ten temat na Twoim blogu toczy się jeszcze
obecnie)
Myślę,
że mamy tu różne możliwości – albo 1) urządzenie takie, jak ów FMS
faktycznie pochodzi z PLF 101, tylko zostało „zmodyfikowane” przez
Rusków (wariant umiarkowany fałszerstwa), albo 2) nie jest to w ogóle
FMS należący do PLF 101 tylko od początku do końca spreparowany komputer
pokładowy (wariant radykalny fałszerstwa). Obie te możliwości są zgodne
z – wydaje mi się całkiem uzasadnionym – założeniem, iż tego rodzaju urządzenie nie mogłoby przetrwać takiego „kosmicznego kataklizmu”, jakiemu miał ulec „prezydencki tupolew”,
z kokpitu którego pozostała totalna miazga. Innymi słowy, taki FMS
musiałby być wymontowany (oba jego bloki, ten ze stanowiska Protasiuka, i
ten ze stanowiska ppłk. R. Grzywny) po „przejęciu samolotu” (10
Kwietnia) przez jakichś fachowców wojskowych i poddany precyzyjnej
„obróbce skrawaniem”, jeśli chodzi o bazy danych i zapisy „końcóweczki”.
Jeślibyśmy jednak przyjęli taki wariant, że to w ogóle urządzenie
ruskie, a jedynie przedstawiane instytucjom i opinii publicznej jako to
pochodzące z PLF 101, to zadziwiające jest to, jak niewiele danych się
zachowało i jak są one wewnętrznie niezgodne (starałem się to
szczegółowo opisać w moim „raporcie” dot. „danych FMS-a”), jak też
kłócące się z oficjalną narracją (vide choćby historia z dalszą
zachodnią NDB, oznaczoną jako DRL1 i wklepaną do FMS-a).
Jeśli
natomiast zaszedłby wariant pierwszy (oryginalne urządzenie, lecz
zmodyfikowane w Moskwie), to… mogłoby ono podlegać kolejnej modyfikacji w
USA, w Redmont. Amerykanie
więc mogliby Ruskom wyciąć numer z „wydobyciem” takich danych, które
nie pasują do moskiewskiej legendy, a które rzucają jakieś dodatkowe,
delikatne światło na to, jak faktycznie mogłoby wyglądać działanie polskiej załogi w dn. 10-04.
Stąd wzięłaby się owa historia DRL1, której Ruscy nie mogliby już
„wykasować” po przekazaniu raportu UASC do Moskwy i Warszawy, a jedynie
zakłamywać na wszelkie możliwe sposoby, że załoga wprawdzie wklepała
dane nieczynnej (a nawet nieistniejącej,
jak dowodził niezmordowany doc. Amielin w swej książce, smoleńska
forpoczta „MAK-u”) radiolatarni, lecz wcale nad nią wcale nie
przelatywała.
To
zaś, że dalsza zachodnia radiolatarnia była nieczynna w „raporcie MAK”
jest „dowiedzione” za pomocą jednej ruskich depesz lotniczych, NOTAM-ów
typu M, które rzekomo tylko na obszarze „Federacji” są rozpowszechniane
(por. s. 60), depeszy informującej, że wyłączone są z użytku pomoce
nawigacyjne po zachodniej stronie (WPP, czyli „droga startowa”, 08)
smoleńskiego Siewiernego, w tym właśnie tamtejsze dwie zachodnie NDB (tu
DPRM, BPRM). Jak to jednak u Rusków bywa, gdy zaczynają oficjalnie
łgać, to nowymi kłamstwami muszą zastępować stare i w pewnym momencie
zaczynają się gubić w zawiłościach swojej własnej czystej fikcji. Nie
kto inny wszak jak „Frołow” chce 10 Kwietnia podchodzić od zachodu – co
więcej ma on nadlatywać na Siewiernyj (ponoć z Moskwy) od strony
południowo-wschodniej (i to nawet w odniesieniu do lotniska Jużnyj), od
punktu OGALI, korytarzem, który, jak czytamy w kolejnym NOTAM-ie M na s.
60 „raportu MAK” jest „wyłączony” z eksploatacji (OGALI-SMOLEŃSK,
SMOLEŃSK-OGALI). Załoga „Frołowa” więc najwyraźniej nie zna NOTAM-u,
który dopiero pojawi się w „raporcie MAK”.
Wracając
do FMS-a, to same amerykańskie opracowania niewiele mogą nam tu pomóc
(w uzyskaniu odpowiedzi na pytanie o stopień wiarygodności danych tam
upublicznionych) – należałoby przede wszystkim przesłuchać (w
odpowiednim rygorze – co mam nadzieję, kiedyś nastąpi) te osoby, które
miały styczność z FMS-em, dokonywały czynności związanych z ekstrakcją
danych, sporządzały dokumentację itd. FMS, jak i TAWS prowokują do wielu
pytań, na które – bez przesłuchań świadków – nie uzyskamy odpowiedzi.
Wedle moich ustaleń (na ile definitywnych, trudno mi powiedzieć),
jedynie mgr inż. Lipiec (ten od paryskiej prezentacji, na której śmiano
się z alternatywnych hipotez dotyczących zniszczenia „prezydenckiego
tupolewa”) miał brać udział w przekazaniu FMS-a przez Rusków do badań w
Redmont. Lipca więc na pewno czeka przesłuchanie kiedyś w tej sprawie
przed nadzwyczajną komisją badawczo-śledczą.
W swoich opracowaniach, o których teraz mówimy, zwracasz uwagę na jeszcze inny typ trudności związanych z niemożnością weryfikacją
danych otrzymanych ze smoleńskiej wieży kontroli lotów. Chodzi o zarzut
dotyczący niemożności zweryfikowania poprawności identyfikowania przez
wieżę poszczególnych statków powietrznych i sprawa ta jest jednym z
głównych Twoich pytań.
Co
jest potrzebne do ustalenia i uzyskania pewności, że kontrolerzy mieli/
lub nie mieli możliwości dokładnej weryfikacji tego co w rejonie
Smoleńska latało rankiem 10.04.2010.?
Do
tego wystarczyłyby zdjęcia satelitarne okolic Siewiernego z godzin
przedpołudniowych 10 Kwietnia. Istnieje wprawdzie mgielny zapis z
hotelowego parapetu wykonany przez moonwalkera S. Wiśniewskiego, ale
trudno na tej podstawie cokolwiek ocenić i określić (nawet datę i
godzinę nagrania).
Czy
istnieją jakieś inne źródła z 10-04 zrobione przez kogoś będącego w
pobliżu smoleńskiego wojskowego lotniska? Wydaje się zupełnie
niemożliwe, by takich źródeł nie było – sporej wielkości miasto i
osiedla wokół lotniska, ileś ekip telewizyjnych w pobliskim hotelu (nie
wszyscy pojechali do Katynia), zapewne też pełno panów na spacerze długo
oglądających wystawy sklepowe lub wiążących sznurówki, plus jeszcze
satelity szpiegowskie nad tą całą menażerią. Ale ponieważ mamy do
czynienia z operacją wojskową, w której bierze udział kilka państw
nienależących do NATO, jak też państwa NATO – to i mnóstwo materiałów
ląduje w depozytach i czeka na swoje pięć minut. Kiedy czas „otwarcia
depozytów” nastąpi – nie jestem w stanie powiedzieć. Sądzę jednak, że
nastąpi, a więc, że nie pozostaniemy w smoleńskim matriksie (jak to
blogerzy określili) na następne kilka/kilkanaście/kilkadziesiąt lat.
Gdyby
przyjąć, że hipoteza mistyfikacji na Siewiernym na pewno odpowiada na
jedno pytanie: dlaczego nie mogło dojść do katastrofy Tu-154 w Smoleńsku
10.04.2010.?, to jakie przedstawia główne argumenty na swoje
uzasadnienie?
Rozgraniczyłbym
tu dwie rzeczy, dla jasności: 1) to, co się działo na Siewiernym 10
Kwietnia i co było słyszalne dla przeróżnych świadków (a może i jakoś
widzialne, choć tu pozostaje sfera dość mglistych relacji) w przeciągu
paru godzin, nim doszło do „ogłoszenia katastrofy” – 2) to, co ogłoszono
(w mediach, „raportach”, wizualizacjach, ekspertyzach itd.), że się 10
Kwietnia na Siewiernym stało. Należy mieć to na uwadze, jeśli mówi się o
wydarzeniach ze Smoleńska.
Sądzę, że wiele osób zgodziłoby się ze mną, iż do wypadku lotniczego w Smoleńsku mogło
dojść – tak jak dochodzi do katastrof tego typu w różnych miejscach na
świecie, w różnych okolicznościach. To nie jest więc tak, że niemożliwa była katastrofa. W hipotezie dwóch miejsc chodzi raczej o to, że niemożliwa była taka
katastrofa, iż polska załoga, wojskowi piloci elitarnego specpułku,
która (wedle ofic. danych, tj. nie rozwijam tu innego wątku,
analizowanego w blogosferze, a więc możliwego podziału Delegatów
na np. dwa statki powietrzne) ma na pokładzie kilkadziesiąt osób z Parą
Prezydencką na czele, zniża się w gęstej mgle, nie zważając ani na TWA,
ani na ukształtowanie terenu, ani na przyrządy, ani na alarmy, samolot
uderza w brzozę, obraca się na plecy, po czym nie ma ani wielkiego
pożaru (dziennikarze „szukają miejsca katastrofy” po przybyciu z
Katynia), nie ma ciał, nie ma foteli, nie słychać straszliwego rumoru
upadającej maszyny, nie wylatują okoliczne szyby w budynkach itd. itd.
O wszystkim tym pisałem już w Czerwonej stronie Księżyca, więc dociekliwych w tej materii odsyłam do lektury. Przede wszystkim nie ma też ani jednego zdjęcia, ani jednego filmu/filmiku – z upadkiem tego tupolewa. Wprawdzie nocą 10 Kwietnia wracający pociągiem Macierewicz opowiadać miał o. Rydzykowi o filmie z upadkiem samolotu (http://freeyourmind.salon24.pl/421550,problem-filmu-z-upadkiem-samolotu),
ale do dziś, a mamy już za pasem grudzień 2013, nie odnalazł się ani
autor takiego materiału, ani choćby sam ten materiał w drobnym kawałku.
Na temat rozbieżności między „filmikami” powstałymi już „po
katastrofie”, nie będę już teraz się rozwodził (każdy jednak, kto
widział filmik Koli i filmiki Fomina oraz Wiśniewskiego, wie, że ten
pierwszy w wielu szczegółach kłóci się z tamtymi dwoma).
Problem podstawowy z wykazaniem fikcyjności (tzn. kreacji medialnej – szerzej o tym pisałem w notce:http://freeyourmind.salon24.pl/470694,obrazowanie-katastrofy-smolenskiej-i-jej-okolicznosci)
„katastrofy smoleńskiej” wiąże się z tym, że media dość zgodnie
współpracują (od samego początku) z dwiema grupami politycznymi –
rządową i antyrządową – konsekwentnie nie dopuszczając do „odejścia” w
przestrzeni publicznej od smoleńskiej „dogmatyki”. Z biegiem czasu te
więzi (między ludźmi mediów a politykami) się umacniają także z tego
względu, iż sami dziennikarze w swej licznej reprezentacji (tak jak i
liczni parlamentarzyści PiS, co gromadnie polecieli 10 Kwietnia
pociągiem, autami itd. do Smoleńska), to… świadkowie z 10-04, a więc w
ich interesie okazuje się nieujawnianie
wielu z rzeczy, które widzieli, słyszeli, zaznali. Myślę jednak, że to
nie potrwa już długo – ta zmowa milczenia. Sprawa Cieszewskiego tę zmowę
zdemaskowała, a zarazem ujawniła, jak kruche jest to porozumienie ponad
podziałami, porozumienie wyrażone 10-04 w Katyniu przez konsul L. Putkę
(cytuję z pamięci za rozmową): Ludziom nic nie mówimy i musimy zapanować nad sytuacją.
Dwa
lata temu zbliżałeś się do zamknięcia pierwszych najważniejszych części
„Czerwonej strony Księżyca”. Czy są jakieś różnice w widzeniu przez
Ciebie wydarzeń 10.04. wówczas i dzisiaj?
Wiesz
co, ale to jest tak, że nie możesz zamknąć sprawy, jeśli jej nie
podejmują inne instytucje, a jeśli widzisz, że gromadzą się jeszcze
jakieś nowe dane do zbadania. Możesz sobie powiedzieć: dobra, to już
wypadałoby kończyć – ale nagle pojawia się jakiś nowy dokument, film,
książka itd., no i otwierają się nowe perspektywy badawcze. I zwyczajnie
„nie możesz” przerwać pracy, tylko musisz się brać za nią na nowo. Może
niekoniecznie z wielkim zapałem (w sytuacji, jaką stwarza wokół
blogerów od maskirowki szkoła Macierewicza), lecz bez możliwości wyboru.
Trzeba tym się zająć i tyle, bo inni się tego nie chcą podejmować.
Chyba też po Czerwonej stronie Księżyca
napisałem wiele analiz/opracowań, które stanowią pogłębienie
problematyki – korespondujące także z pracami innych blogerów, więc nie
zmarnowałem czasu:).
Odpowiadając
na Twoje pytanie, rzekłbym może tak: zastanawiam się, jak to będzie się
dalej rozwijać, tzn. czy oficjalna narracja tąpnie z dnia na dzień, nagle, czy też będzie kruszeć stopniowo.
Poczucie jednak dojścia do pewnej „granicy” może być uzasadnione
obecnie – teraz kończę pracę nad „danymi TAWS-a” (jeszcze bardziej
skąpymi niż „dane FMS-a”) i – tu także wychodząc naprzeciw postulatom
formułowanym w blogosferze – zmierzam w kierunku wykorzystania innego
niż tylko publikacje w pdf-ach medium. Potrzebny jest teraz film, który
jakoś syntetycznie ujmie najważniejsze aspekty tego, co udało mi się
(przy pomocy także innych blogerów) ustalić przez te kilka lat. Tak więc
„mega-opracowań” już raczej nie przewiduję (w notce Komplet są wszystkie poza tym o TAWS-ie, a ściślej o oszukiwaniu TAWS-a, jak to mówiło się w ofic. narracji), najwyżej krótkie posty, a wysiłki skieruję na realizację dokumentu Loty do Katynia (http://freeyourmind.salon24.pl/550881,loty-do-katynia).
W czym pewność wzrosła, a w czym zwiększyły się wątpliwości?
Nie
chciałbym stawiać sprawy na poziomie moich przekonań, wątpliwości,
pewności, niepewności. Tak naukowiec nie może argumentować, ponieważ to,
co głosi, musi być
weryfikowalne – w przeciwnym razie przechodzi on do obszaru szamanizmu,
gdzie sprawdzanie tego, co się głosi, jest nieważne, bo należy
przyjmować przekaz szamana na wiarę i pokornie chylić przed szamanem
głowę.
Zarysowałbym
więc dwie sprawy, co do których pojawia się jakieś „przekonanie”, z
dużą ostrożnością, bo o wielu z nich wspominałem nie tylko w naszej
rozmowie, lecz i w tych obszernych „raportach”, które ostatnimi
miesiącami publikowałem w blogosferze. Po pierwsze, nie mogły wylecieć z
EPWA tylko statki powietrzne „Wosztyl” i „Protasiuk”, lecz jeszcze
„trzeci” – wiele wskazuje na to, iż owym trzecim mógł być tupolew. Czy
jednym tupolewem dokonano by dwóch lotów z podzieloną na dwie części
delegacją prezydencką (sugerował to kiedyś A-Tem), czy też dwoma
tupolewami dokonano by przelotów – to rzecz wciąż do ustalenia. Ja
skłaniałbym się ku „sztuczce z tupolewami”, jak to określiłem w
Aneksie-3 do Czerwonej strony Księżyca (http://fymreport.polis2008.pl/wp-content/uploads/2012/06/FYM-Aneks-3.pdf), a więc ku temu drugiemu wariantowi. Oczywiście oznaczałoby to liczniejszą
delegację niż ta, którą nam przedstawiono, prezentując listę poległych.
To zaś, że rozmaite osoby „ocalałe z katastrofy”, dbałyby, by w żaden
sposób nie został ujawniony ich udział w locie tupolewem-widmem (W-101,
jak go kiedyś symbolicznie określiłem), byłoby dodatkowym wyjaśnieniem
1) skali zamataczenia oficjalnego śledztwa, zwłaszcza tej jego części
prowadzonej przez ZP oraz 2) blackoutów monitoringów (okęckich i
innych). Po drugie wydaje mi się całkiem prawdopodobne i dość dobrze
uzasadnione zajście PLF 101 od zachodniej strony i skierowanie Polaków
na zapasowe lotnisko.
Już
te dwie kwestie stanowią całkowite zaprzeczenie oficjalnej narracji i
powinny być dalej weryfikowane. Wątpliwości natomiast mam, co do tego,
komu może autentycznie zależeć na ujawnieniu prawdy (nie chodzi o
blogosferę, lecz instytucje polskiego państwa i o przedstawicieli tych
instytucji). To są te moje poważne
wątpliwości. Czy „czynniki oficjalne” chcą Polaków trzymać w smoleńskim
matriksie przez najbliższe miesiące, lata, czy może rozłożyć to
„społeczne więzienie” nawet na dziesięciolecia? Na to pytanie nie znam
na razie odpowiedzi, ale wiem jedno, że wielkiego kłamstwa nie da się podtrzymywać przy życiu zbyt długo.
Historia komunizmu dowodzi tego na licznych przykładach zbrodni, które
chciano głęboko schować, ale które spod ziemi wychodziły – o wiele
szybciej niż się spodziewano. Stopniowo bowiem słabnie motywacja
oszukujących, słabnie kontrola w instytucjach pielęgnujących nieprawdę,
słabnie też szczelność depozytów, w których złożone są „utajnione”
materiały. Pomijam już „Bożą interwencję” w ludzkie dzieje i to, jak
opatrzność potrafi spłatać figle niejednemu „mocarzowi” tego świata.
W
czym można by pomóc jeśli chodzi o popularyzację Twoich publikacji i w
uczynieniu z maskirowki wiodącego kierunku dalszych badań smoleńskich?
Jeśli chodzi o stronę z kompletem
moich prac, to ilość odwiedzin podana na niej świadczy o tym, iż
zainteresowanie cały czas jest. Być może antyreklama robiona blogerom od
maskirowki przez szkołę Macierewicza zadziałała też w sposób odwrotny
od zamierzeń speców od straszenia blogerami ludzi po parafiach i
świetlicach – na spotkaniach publicznych bowiem coraz śmielej stawiane
są zagadnienia, które dawno w blogosferze zostały omówione. Nie dziwię
się zarazem, że szef ZP robi wszystko, co w jego mocy, by nie doszło do
„obalenia” absurdalnej hipotezy dwuwybuchowej czy wielowybuchowej, bo to
zarazem prowokowałoby ludzi do podstawowego pytania: co ZP robił na
rzecz wyjaśnienia prawdziwych losów Delegatów – nie zaś na rzecz
skonstruowania alternatywnej hipotezy na podstawie danych opublikowanych
przez „MAK”?
Niewątpliwie
należy rozmawiać z naszymi rodakami na temat 10 Kwietnia, ale nie w
tonie „wszystko już wiemy na pewno”, jak to robi Macierewicz, tylko ze
spokojem stawiać te pytania, które my sobie stawialiśmy, opracowując
zręby hipotezy dwóch miejsc. Nie chodzi zresztą, zaznaczam, o
popularyzowanie moich publikacji, lecz o wspólne dochodzenie do prawdy o
tragedii Delegatów – o przełamanie zmowy milczenia (i psychozy strachu,
by o 10-tym Kwietnia „nie mówić głośno”).
3. „Smoleński Trójkąt Bermudzki”…
Czy zgadzasz się z oceną, że narracja rządowa - narracja ZP – inscenizacja w Smoleńsku, tworzą
taki dramatyczny trójkąt, taką splątaną triadę, która działa jak
sprzęgnięte ze sobą w śmiertelnym uścisku trzy siły o wzajemnie
przeciwnych wektorach?
Jej
elementami składowymi są: „zwykły wypadek lotniczy w Smoleńsku” –
„zamach w Smoleńsku” – „inscenizacja w Smoleńsku zamiast prawdy o losach
delegacji prezydenckiej”. Dodałabym swoim zwyczajem do tego ostatniego
problemu określenie: „zamach stanu w Polsce i inscenizacja w
Smoleńsku…”, ale nie wiem, czy możemy to tak szeroko tutaj ujmować…
O
tym, że opór przed jednoznaczną rezygnacją z narracji rządowej i z
narracji ZP jest jeszcze niezwykle silny, wydaje się świadczyć zarówno
zagadkowa ostatnio postawa D. Tuska, jak i przedłużające się milczenie
środowisk związanych z ZP, co sygnalizujesz na swoim blogu...
Faktycznie, wiele przemawia za tym, że do jakiegoś cichego porozumienia między stroną rządową a opozycyjną jednak doszło. Gentlemen’s agreement.
Porozumienie, które się utrwala; porozumienie, by tak naprawdę, co do
10-04 poprzestać na tym, co jest, a więc, że "na dwoje babka wróżyła"
(albo wypadek, albo wybuchowy zamach), a "historia pokaże", jak było.
Możliwe bowiem, że śledztwo blogerskie zaszło tak daleko, iż jedynym
sposobem (dla pozornie zwaśnionych stron) jest "zawieszenie broni" i
udawanie, że nie ma problemu, a kierowanie uwagi na tematy zastępcze,
którymi media zależne i niezależne potrafią sypać jak z rękawa
(przypomnijmy sobie jak jeszcze przed trzema laty dzień w dzień Nasz Dziennik
dostarczał nowych materiałów „smoleńskich” - a jak z czasem zaczął
"temat znikać"). Niedawno P. Graś pytany o to, co kiedyś zapowiadał D.
Tusk (a propos wyjaśnień ws. 10-04), powiedział:
Premier
planował podsumowanie całego dorobku zespołu Macierewicza. Planował
konferencje na ten temat, kiedy nastąpiła kumulacja mijania się z prawdą
ekspertów Macierewicza, ale potem była śmierć premiera Mazowieckiego i
premier Tusk nie chciał poruszać już tego tematu" - tłumaczy
niezrealizowane zapowiedzi premiera gość RMF FM. "Do podsumowania
działalności zespołu Macierewicza będzie jeszcze pewnie okazja, bo
zespół Macierewicza pewnie wciąż będzie zaskakiwał na kolejnymi
rewelacjami. Myślę, że taka okazja jeszcze będzie" (http://www.rmf24.pl/tylko-w-rmf24/wiadomosci/news-gras-slowa-kaczynskiego-kompletne-brednie,nId,1057540).
Sytuacja
jednak jest dynamiczna i może pojawić się jakiś „element”, który
sprawi, że runie domek z kart. Bądźmy dobrej myśli, mając w pamięci
choćby „sprawę Cieszewskiego”. Została ona wprawdzie zamieciona pod
dywan, ale ten dywan robi się już tak wybrzuszony w różnych miejscach,
iż spod niego mogą niedługo wynurzyć się walczące buldogi:).
Rozumiem pewną niezręczność pytania, które teraz chcę zadać, ale w obecnej sytuacji ono chyba powinno być postawione. II
KS zdyskredytowała bowiem dwie pierwsze narracje (rządową i ZP) i śmiem
przypuszczać, że jednak, pomimo widocznych i ostrych jeszcze oporów,
otworzyła na oścież drzwi do zajęcia się głównie reprezentowaną przez
Ciebie hipotezą inscenizacyjną.
Tak
więc pytanie o szanse wszechstronnego jej badania jest jednocześnie
pytaniem o to, jak Ty widziałbyś swoje miejsce w tych badaniach?
Uważam
bowiem – i nie jestem na pewno osamotniona w tym przekonaniu – że to
właśnie Twoje analizy i prawie 4-letnie badania tysięcy szczegółów,
wskazują właśnie na Twoją osobę jako najbardziej kompetentną w
koniecznym zarysowaniu dalszych kierunków prac analitycznych.
Cztery
lata wnet miną, kto by pomyślał. Wydaje się zarazem, że to szmat czasu,
ale w „życiu nauki” lub w Historii pisanej z wielkiej litery to mniej
niż mgnienie oka. Nie wiem, czy warto aż tak daleko wybiegać w
przyszłość, myśląc np. już o III KS, gdyż do października 2014 jeszcze
wiele się może wydarzyć – także w dziedzinie „katastrofologii”. Z tego,
co już się nieoficjalnie dowiedziałem, szykowany jest na grudnia
2013, a więc lada chwila, jakiś panel naukowy dotyczący prac
Cieszewskiego – czy do niego dojdzie i gdzie (i z czyim udziałem oraz
czy będzie transmitowany online), tego nie wiem, ale na pewno mogłaby to
być jakaś kolejna jaskółka czyniąca wiosnę.
Co
do mnie zaś, to, jak wspomniałem, po zakończeniu opracowywania
„raportów” (no, chyba, że pojawi się coś zupełnie ekstra, typu „taśmy
jaka-40” albo jakieś nieznane do tej pory zdjęcia z Okęcia, albo jeszcze
coś – to na pewno napiszę coś więcej) i zrecenzowania książki T.
Torańskiej (z pobieżnego przeglądu widzę, iż tam wywiady są
„skorygowane” w stosunku do tych wywiadów, które były publikowane na
łamach Czerskiej Prawdy) – biorę się za pracę nad Lotami do Katynia. To masa roboty znowu, ale kto ma taki film zrobić, jak nie blogerzy?
Hipoteza
inscenizacyjna potrzebuje mocnego wsparcia promującego jej ustalenia,
co zawsze jest sprawą dość trudną. Czy coś w tym zakresie się pojawiło?
Wspomniałeś o bardzo ciekawym pomyśle: o filmie… Czy zdradziłbyś ogólny
zarys tej koncepcji?
Pomysł ten nazwałbym szalonym, a nie ciekawym:),
biorąc pod uwagę gigantyczne machiny medialne, jakie mamy przeciwko
sobie – szkołę Michnika i szkołę Macierewicza. Takie jednak wyzwania
pozwalają osiągać efekty, które czasem mogą przerosnąć oczekiwania
samych pomysłodawców. Jak sobie bowiem uświadomimy dość prostą rzecz,
tj. że machiny medialne (rządowa i antyrządowa), dysponując tak
monstrualnymi pieniędzmi, takim sprzętem, taką oglądalnością – słowem
nieporównywalnymi z blogosferą możliwościami – nie są w stanie od paru
lat dokonać niczego poza nieustannym mataczeniem
wokół sprawy tragedii Delegatów – to idea filmu, który nie stanowi
kolejnego suplementu do „raportu MAK”, „raportu Millera” lub „raportów
Macierewicza”, jawi się jako wzorzec całkiem łatwy do zrealizowania.
Wystarczy przede wszystkim zwrócić uwagę widza na to, czego w owych
narracjach nie sposób znaleźć, a więc, co one zgodnie i konsekwentnie
pomijają. Co pomijają (poza tym, co już wymieniałem podczas naszej
rozmowy)? Np. Okęcie. Zaczniemy więc Loty do Katynia od Okęcia.
Bardzo Ci dziękuję za rozmowę.
To ja Ci dziękuję.
[amelka222, 28.11.2013.]


@@@
@AMELKA222
"Pomysł ten nazwałbym szalonym, a nie ciekawym:), biorąc pod uwagę gigantyczne machiny medialne, jakie mamy przeciwko sobie – szkołę Michnika i szkołę Macierewicza ..."
Ostatni akapit rozmowy z FYM-em podkreśla wagę jego działalności. Jedyne o co proszę, to o cierpliwość i konsekwencję. 40 milionowy naród nie zginie od tak sobie w wyniku działalności jakiegoś tam Michnika, czy drugiego - jakiegoś tam - Macierewicza. Z obydwoma sobie poradzimy. Nawet gdyby natężało się stu atletów, agentów, dezinformatorów i pożytecznych idiotów. Kumpli jednego bądź drugiego ancymonka.
@MAREKTOMASZ
Wydaje mi się, że bardzo duża część blogerów interesujących się 10.04.2010. już zdała - i to na "celujący" - egzamin z cierpliwości i wytrwałości :)
Nowa forma, zainicjowana przez FYM'a, ma duże szanse poszerzenia grona osób chcących dowiedzieć się prawdy i na przełamanie dotychczasowego monopolu medialnych gigantów.
Pozdrawiam
Konkretny facet ten FYM
@Amelko,
Nie pisałbym powyższego, gdyby nie to, że zachęcasz do dyskusji: otóż dla tego właśnie celu niezbędne jest wypunktowanie (w notce, pod wywiadem) istotnych WEDŁUG CIEBIE kwestii - inaczej będzie tak, że ci, co stanowisko FYM-a znają - a czekają na "nowych" dyskutantów - nie będą się mogli uaktywnić tak jak i ci, co nie znają, a nie przebrną... i pozostaną tylko znajome trolle.
Zrobisz Podsumowanie?
Proszę i pozdrawiam Cię z podziwem, jak zawsze serdecznie
p.s.
@AMELKA222
Dziękuję Pani za pomysł i jego wspólne zrealizowanie z FYM-em.
Odnośnie filmu:
"...Np. Okęcie. Zaczniemy więc Loty do Katynia od Okęcia. "
TAK od Okęcia - Okęcia boją się bardziej niż ognia piekielnego!
Serdecznie Panią i Jej rozmówcę Free Your Mind-a pozdrawiam
@PROPATRIAN
Nasza rozmowa nie była nagrywana, nie rozmawialiśmy "face to face".
Zrobiliśmy to via poczta mailowa: pytania-odpowiedzi, wszystko w formie tekstowej.
Więc nie było z mojej strony żadnej morderczej pracy związanej z przepisywaniem wypowiedzi głosowej na tekstową.
To Autorowi znacznie więcej czasu zawsze zajmuje napisanie obszernych wypowiedzi :)
Co do propozycji uzupełnienia o podsumowanie/wypunktowanie.
Uważam, że konwencja wywiadu zaprezentowanego w notce jest sama w sobie całością utworzoną przez kolejne wypowiedzi Autora, tj. FYM'a.
Każdy z czytających subiektywnie ocenia tekst, wyłapuje elementy dla niego najistotniejsze, buduje własny obraz całości.
Myślę, że załączenie jakiejś dodatkowej "ściągi" tuż pod wywiadem łamałoby tę konwencję.
Dyskusja i komentowanie nie jest ograniczone żadnym rygorem, więc z góry bym niczego nie przesądzała.
To takie uwagi "na gorąco" :)
Pozdrawiam :)
PS.
Jestem na TAK w sprawie Fundacji, ale z tego co wiem, na blogu FYM'a rozważane są jeszcze różne szczegóły różnych przedsięwzięć.
@AMELKA222
całym sercem z Wami. Podziwiam Ciebie, Twoją pracę.
Już się drukuje dla "moich" mądrali z PANu,mam nadzieję, że poczytają ...chyba, że przykład prof.Rońdy ich wystraszy :))
" Zaczniemy więc Loty do Katynia od Okęcia "
Czyli od startów...
Wspieram jak umiem, pozdrawiam Obojga
Viva Cristo Rey!
@LECH KOWALSKY
Niemożliwe.
I ma to całą swoją historię.
Pozdrawiam
@KORMORAN321
I dalsze Jego działania (film) na pewno nie pozwolą już zasnąć tym, którzy od 10.04.2010. nie powinni byli zmrużyć oka.
Ludzie w końcu zaczną coraz głośniej pytać ...
Serdecznie pozdrawiam
@CISZA :)
A orzeczenie Komisji Etyki w AGH było bardzo dziwne i pokrętne :) - właściwie profesorowi Rońdzie zarzucono jedynie niestosowność pewnych, używanych przez niego, sformułowań :)))
Gdyby tak porównać je z innymi, znanymi nam na co dzień, "profesorskimi występami" w mediach, to prof. Rońda - to istny anioł! I to dowcipny na dodatek!
Użyta instytucja (tu: Komisji Etyki) do cynicznych celów niszczy samą instytucję jako taką, więc pewnie i w PAN-ie nie biorą jej zbyt poważnie :)
Serdecznie!
@AMELKA222
Pozdrawiam
Viva Cristo Rey!
@IZALUKA
@CISZA
Pozdrawiam Cię
VIVA CRISTO REY!
@AMELKA222
"pod prąd” narracji?
Wg. same Cieszewski with same images in 2012, not only same tree was alive on April 10, it was a subject of revolutionary studies of „pancerne” drzewo ze Smoleńska (jedyne jak na razie badania słynnej smoleńskiej brzozy...dokonał zespół amerykańskich naukowcówprzy uwzględnieniu wyników badań prof. Cieszewskiego....)
07.01.2013
http://niezalezna.pl/36894-smolenska-brzoza-amerykanie-wyprzedzili-rosjan
Jedynej miarodajnejanalizy drewna brzozy smoleńskiej dokonał zespół amerykańskich naukowców, który pracował na próbkach pobranych zaraz po katastrofie
Te jedyne jak na razie badania słynnej smoleńskiej brzozy dały tysiące (dokładnie: 10 500) pomiarów dotyczących najrozmaitszych parametrów pochodzącego z niej drewna. ...
użyto przy tym metod absorpcyjnej spektroskopii w podczerwieni. Zastosowano też SilviScan – nowoczesną kombinację trzech zautomatyzowanych narzędzi: analizatora obrazu (do pomiaru wielkości włókna w przekroju poprzecznym), densytometru rentgenowskiego (do pomiaru gęstości drewna) i dyfraktometru rentgenowskiego. Próbki smoleńskiej brzozy porównano m.in. z próbkami brzozy spod Mińska Mazowieckiego.
Okazało się, że „pancerne” drzewo ze Smoleńska nie różni się istotnie (w sensie terminologii statystycznej) od innych brzóz, a nawet jest od nich trochę słabsze
Nawet gdyby jednak Tu-154 zaczepił o brzozę, nie straciłby w wyniku tego zderzenia fragmentu skrzydła.
Dowodzi tego symulacja komputerowa dokonana przez prof. Wiesława Biniendę przy użyciu specjalistycznego programuLsDyna3D na maszynach cyfrowych z równoległymi procesorami najnowszej generacji, przeprowadzona przy uwzględnieniu wyników badań prof. Cieszewskiego.
============================
While "cut tree" didn't bother Cieszewski a bit in 2012, with trained in Harvest Optimization eye he saw "Explozja" on Google maps:
„Konferencja Smoleńska” trwa
2012-10-22
Prof. Chris Ciszewski z University of Georgia:
Eksplozja oraz ewidentne manipulowanie położeniem szczątków wykazane na podstawie zdjęć satelitarnych ...
http://www.bankier.pl/forum/pokaz_tresc.html?thread_id=2818956&strona=1
Ciszewski:
"We analyzed the image changes on micro-detail level ... Then, we compared the spatial distribution of the debris between the pictures taken on different dates... Finally, we also considered on ground changes in soil moisture and landscape features between different images. The main conclusions from the study were that: (i) the pattern of the plane destruction debris and their spatial distribution found on the ground following the catastrophe was not consistent with expectations associated with a plane crash but rather ...was suggestive of a plane explosion".
http://mcfns.com/index.php/Journal/article/view/154
Ciszewski did everything by instructions like a good boy in both 2012 and 2013.
Little "disappointment" or "fall-out" with A.M. poor Chris went through this year - was just part of the game, little "fine tuning" of same narration.
@PROPATRIAN
I wydaje mi się, że cały mój subiektywizm widoczny jest w pytaniach.
Jednak pytania te wcale nie wyczerpują innych możliwości. Wywiad i tak jest objętościowo dość obszerny a nie wszystko w nim można było ująć.
@AMELKA222
Gość i autor - duża klasa, treść podana jasno i konkretnie, i świetnie się czyta.
Możecie tworzyć wspólnie scenariusz filmu.
@FYM
1. Do grona "objawień" II-giej KS dodałbym jeszcze prof. Daranowskiego (prawo) oraz
dr Przybylską-Wendt (medycyna). M/szacunek wzbudził także takt prof. Witakowskiego, a zapamiętałem Jego uwagi o skutecznej kontrakcji wobec próby sabotowania przekazu online
oraz skutecznej aktywności ochrony.
2, Dziękując za uporządkowanie bieżącego stanu badań/śledztwa deklaruję finansowe
wsparcie dla filmu z momentem wyklarowania formalno-finansowych uwarunkowań.
Ukłony.
@AMELKA222
Dość już eksponowania oficjalnych teorii.
Jak ten wywiad nie trafi chociaż do sekcji Katastrofa Smoleńska to jesteście większe cieniasy niż się wydaje.
@PIKO
Najważniejsze, że dobrze się czyta.
Scenariusze to jednak wyższa szkoła jazdy.
A w filmach krótkich - to chyba już szkoła mistrzów, bo każdy detal ma ogromne znaczenie.
FYM najlepiej wie jak się do tego zabrać :)
Pozdrawiam
@SEACLUSION
Kiedy FYM pisze, że postawił on (Cieszewski) na II KS tezy sytuujące się "pod prąd" głównych wcześniejszych ustaleń ZP, to dość jednoznacznie odwołuje się do pewnych konkretów:
"Oglądałem oba wykłady Cieszewskiego (udostępniane online) na II KS (dyskusja u mnie na blogu toczyła się niemal równolegle z poszczególnymi wystąpieniami na tej konferencji, pod notkąhttp://freeyourmind.salon24.pl/541428,priwod) i pamiętam, jak w okolicach godz. 11-tej pierwszego dnia październikowej konferencji padły te słowa dotyczące złamania brzozy przed 10-tym Kwietnia i na sali zapadła martwa cisza świadcząca o sporej konsternacji. Tak bardzo chyba to, co odkrył Cieszewski, było „pod prąd” narracji, do której środowiska otaczające ZP się przyzwyczaiły. To znaczy o wiele łatwiej było przyjąć, iż to „niemożliwe” aniżeli, że to może być po prostu prawda."
Czyli: brzoza - raz!
Dwa - to artefakty, a więc elementy wytworzone ludzką ręką, nie będące tworem naturalnym, a nie żaden "śnieg" występuje niemal dokładnie w rejonie rozłożonych 10.04. samolotowych szczątków, co jednoznacznie może sugerować przygotowania do inscenizacji na 10.04.
Kiedy pod koniec pierwszego dnia obrad II KS, ktoś na sali zauważył, że przecież ustalenia prof. Cieszewskiego anulują wszystkie wcześniejsze prace ekspertów ZP - nie doczekał się odpowiedzi...
@AMELKA222
Przez długi czas karmiono nas opowieściami o tym, że w Ile miały znajdować się prezydenckie samochody. Miało to tłumaczyć, skąd się ten Ił tam wziął. Przy okazji rodziło pytania o sens lądowania, skoro Ił z samochodami odleciał...
Tymczasem z wywiadu z oficerem Gerardem (http://polska.newsweek.pl/smolensk--nieznana-relacja-oficera-bor,68588,1,1.html) dowiadujemy się, że "Nagle widzę, jak z lewej strony rusza rząd samochodów z kolumny prezydenckiej. Są dokładnie przed nami, 30-40 metrów."
W tej sytuacji wydaje się oczywiste, że Ił miał inne zadanie. Bardzo możliwe, że takie jakie sugeruje FYM.
Tym bardziej, że według relacji Ił miał podchodzić kilka razy. Zaryzykuję stwierdzenie, że kilka podejść wynikało z faktu, że TU wyleciał z ok. 23 minutowym opóźnieniem (http://www.wprost.pl/ar/222714/Czlonek-kancelarii-Lecha-Kaczynskiego-prezydent-nie-spoznil-sie-na-Okecie-10-kwietnia/)
Niestety sam kompletnie się nie znam na tawsach, fmsach itp. stąd moja prośba. Czy jest ktoś w stanie udowodnić, że niektóre z rejestratorów mogą pochodzić z Iła? Chodzi mi o to, czy jest to w ogóle możliwe.
@MYSTICMAN
Bo można by postawić następne...
Pozdrawiam
@Autorka, FYM
Pozdrowienia serdeczne dla Autorki i FYM-a.
T
@CISZA
http://wpolityce.pl/wydarzenia/68313-tylko-u-nas-prof-ronda-pozywa-agh-wladze-mojej-uczelni-przykladaja-reke-do-medialnego-linczu
"Do dnia dzisiejszego, żaden uprawniony organ, nie przedstawił mi w prawem przewidzianej formie jakichkolwiek zarzutów.
Nie otrzymałem żadnego pisma JM Rektora, Komisji Etyki, czy Rzecznika Dyscyplinarnego, w którym sformułowane byłyby pod moim adresem zarzuty o popełnienie konkretnych czynów, podczas gdy przekazy medialne – za rzecznikiem prasowym AGH – pełne są tego rodzaju informacji.
Z nieukrywanym zdumieniem przyjmuję fakt, iż bez mojej wiedzy, poza moimi plecami, władze mojej uczelni przykładają rękę do medialnego linczu, którego stałem się ofiarą. (...)"
To będzie test dla środowisk akademickich w totalitarnej III RP.
Pozdrawiam z nadzieją :)
@ROLEX
Równie serdeczne!
@AMELKA222
Bardzo ciekawy wywiad, ale jeszcze ciekawsze konkluzje.
Widzę, ze praca nad maskirowką idzie w dobrym kierunku, który wg moich opinii wymaga zamknięcia puentą, wokół której FYM krąży jak samolot po kręgu nadlotniskowym, nie mogąc się jednak zdecydować by usiąść.
No, ale wszystko przed nami, może doczekamy się puenty, którą będzie jednoznaczne dowiedzenie inscenizacji, poprzez wcześniejsze(przed 10,04.2010) ułożenie złomu i wycięcie lasu(co prawda lasu samosiejek, ale zawsze to był jakiś las)albo przyjęcie, ze nie wszyscy świadkowie to "leśne dziadki" i że nie oglądali fatamorgany(boć przecie to nie ta strefa geograficzna, choć po "czerwonej stronie księżyca, wszystko jest możliwe).
Odnosząc się do wątku "zachodniego podejścia" TU154M nr 101 i relacji J.Bahra, T.Turowskiego i Gerarda K., to moim zdaniem relacjonują oni (tępaki -dlatego, ze podobnie jak cała pożal się Boże klasa polityczna i ich medialna klaka, nie rozumieją tego co sami mówią, co dowiodłem na przykładzie relacji medialnych bula, związanych z 10 kwietnia)przelot samolotu nad lotniskiem z zachodu na wschód, który to przelot urządziłi ruscy szachiści oficjelom i dziennikarzom zgromadzonym na Siewiernym, jako punkt scenariusza przedstawienia pt. "katastrofa prezydenckiego samolotu TU154M nr 101".
Jeśli samolot TU154M nr 101 wystartował(wg dokumentacji 36SPLT i systemu informatycznego "Bluszcz" lotniska Okęcie, którą to godzinę podał minister ON B.Klich) o godzinie 7:21, to nad pasem Siewiernego powinien pojawić się po 62 minutach(wg . informacji podanej DGP przez Makowieckiego z firmy opracowującej plany lotów, nie wiemy czy ten czas dotyczył podejścia wschodniego, czy zachodniego, ale biorąc pod uwagę planowane i wykonywane podejście przez TU154M nr 101 od zachodu, to załóżmy ze to czas podejścia od strony zachodniej, bo w programach mamy czasy 70 minut, co odpowiadałoby podejściu po dłuższej trajektorii, czyli od wschodu), czyli około 8:23.
Godzina 8:23, to godzina rozpoczęcia rozmowy J.Kaczyńskiego z Bratem, przerwana po 33 sekundach.
Jest to być może ten moment, który w stenogramach z rozmów na wieży przez otwarty mikrofon odpowiada dialogom :
10:28:27 KL – Nie prześpijcie, idzie kursem 40, żeby go dowrócić na czas. Gdzie on, kurwa, teraz jest?
10:29:05 KL – Tak, tak, tak, tak, tak, kurwa, on gdzieś powinien być.
10:29:20 KL – Job twoją mać, wszystko jeden do jednego, kurwa.
10:29:29 A – (niezrozumiałe)
10:29:31 KL – Odpowiadam.
10:29:33 A – (niezrozumiałe)
10:29:34 KL – Jakieś 25 kilometrów, póki co nie widzę.
10:29:38 A – Ty go nie widzisz, tak?
10:29:39 KL – Tak, przepadł.
10:29:41 A – (niezrozumiałe)
10:29:43 A – (niezrozumiałe)
10:29:48 KL – O widzę... 20 kilometrów.
Można by tu powiedzieć, ze Plusnin odgrywa tu przedstawienie pt. "Pojawia się i znika", najpierw przeklina , nie widzi, a potem znów widzi, tylko że nie wiadomo , który samolot widzi, czy ten idący od zachodu, czy ten od wschodu(dubler wszedł na trasę jaką w narracji MAK-owo Millerowej miał iść TU154M nr 101). SWądzę, a tak to wynika z analizy zapisów, że Plusnin nie był wprowadzony w szczegóły inscenizacji i stąd te jego żywiołowe reakcje, a potem rozpacz, gdy sądząc, ze Tupolew odleciał(co powiedział załodze Jak-a) usłyszał odgłosy "katastrofy" takie jak usłyszała załoga Jak-a.
Załoga Jak-a była oddalona od wieży o kilkadziesiąt metrów, podobnie jak potem J.Bahr, T.Turowski i Gerard K.
Sytuacja z infrastrukturą lotniczą na lotnisku smoleńskim , jako lotnisku wojskowym różniła się zapewne od infrastruktury lotnisk cywilnych i takie lotnisko z infrastrukturą odziedziczoną po Układzie Warszawskim, oprócz wieży kontroli lotów(wieża szympansów) musiało mieć jeszcze system obrony przeciwlotniczej ze Stanowiskiem Dowodzenia(SD), dla którego logo "Korsaż" jak najbardziej pasuje.
Sprowadzanie samolotów : TU154M i dublera mogło odbywać się zarówno przez "wieżę szympansów" na przemian z SD. Mogli też otrzymywać informacje telefoniczne z SD o położeniu TU- 154.
Zapisy na wieży sprawiają wrażenie poszatkowanych i być może są kompilacją zapisów "wieży szympansów" i SD.
Oczywiście czas zdarzeń był zapewne inny, niż to publikował MAK, ale sądzę że nie całkiem dowolny(bo potem by nie mogli dojść ładu narracyjnego w Raportach, choć i tak się pogubili), ale z jakimś(jakimiś) systematycznymi przesunięciami.
Do tych operacji scenarzyści musieli dokonać szacher - macher z czasem wylotu(uzyskali 6 minut) i czasem nagrania na taśmie CVR, wydłużając zapis na kopiach z 30 do 38 minut(uzyskali około 8 minut) . Łącznie mieli około 14 minut.
8:41 - 7:27 = 1:14
1:14 - 0:14 = 1:00 (60 minut)
Te manipulacje czasem startu i czasem zapisu na CVR miały za zadanie "zgubić " trop krótszej trajektorii od zachodu i zgrać czasowo inscenizację z podejściem od zachodu TU154M nr 101
Tu mała dygresja:
Scenarzyści potrzebowali czasu pomiędzy zdarzeniem inscenizacji, a faktycznym podejściem TU154M nr 101(planowany start 8:30 - 7:00 = 1:30) , na korekty scenografii, otoczenia szczelnym kordonem miejsca zdarzenia, po przepłoszeniu przygodnych świadków i przygotowanie scenografii "miejsca katastrofy" na przyjęcie oficjeli, z ułożeniem manekinów, a Prezydent wyciął im numer, opóźniając wylot (8:30 - 7:21 = 1:09), więc być może dlatego inscenizacja odbyła się parę minut przed pojawieniem się TU154M nr 101 nad Siewiernym, więc stąd to przesunięcie czasu ogłoszenia "katastrofy " Urbi et Orbi" na około 9-tą czasu polskiego letniego(odzyskali te utracone przez spóźnienie Prezydenta minuty)
@Autor - uwaga 1
@Autor - uwaga 2
@35STAN
Coś mi się wydaje, że wszyscy jeszcze "krążymy jak samolot po kręgu nadlotniskowym" i nie wszyscy "mogą się jednak zdecydować by usiąść" :)
Możemy chyba założyć, że ten "nadlotniskowy krąg" - to pewność co do inscenizacji.
Wątpliwości utrudniające podjęcie decyzji o "lądowaniu" (końcowej puencie) - to pewnie wszystko to, czego nie wiemy o tym, jak ją (inscenizację) wykonano.
A nie wiemy na pewno bardzo wiele i FYM to dość dokładnie tutaj pokazuje.
Nie wiem, czy się Pan zgodzi, ale każda proponowana szczegółowa wersja wydarzeń - rozpisana w czasie, przestrzeni, w liczbie i rodzaju samolotów itp. - pozostaje na dzisiaj jedynie hipotezą, bo możliwości ich zweryfikowania po prostu jeszcze nie ma.
Czytając Pana opracowania, analizy FYM'a, Intheclouds i jeszcze paru autorów, kiedyś przymierzałam się do zrobienia czegoś w rodzaju zestawienia zbiorczego - dla własnej orientacji - by dokładniej wyłapać różnice czasowe i inne detale głównych projekcji, ale się poddałam :)
Jeśli nie ma pewności co do Okęcia...
Co do otoczenia przez Rosjan szczelnym kordonem miejsca zdarzenia, to ma Pan rację - to jest chyba w miarę dokładnie udokumentowane: są filmy, zdjęcia, relacje.
Ale co np. robili wczesnym rankiem (od świtu? od godzin nocnych?) 10.04. funkcjonariusze różnych służb i żołnierze rosyjscy na całej trasie od stacji kolejowej Smoleńsk, przez drogę na Gniezdowo i do samego Katynia (i nie wiemy jak daleko jeszcze stali w lasach na zachód od Katynia)?
Jeśli blokowali wszystkie przejścia na szosie i pewnie także na bocznych drogach leśnych - to jak duży był ten obszar, który zabezpieczali? Aż po Pieczersk na północy?
No i - dlaczego tam byli w takiej ilości?
W sytuacji kiedy przyjazd Polaków był przyjazdem zorganizowanym i jak zawsze dostosowanym do wymogów Rosjan (dr A. Przewoźnik organizował to od wielu lat) - cały leśny kompleks smoleński został właśnie w tym roku potraktowany jakimś desantem wojskowym?
Przecież rzekomej bomby w pociągu jadącym z Warszawy do Smoleńska szukali w nocy z 8/9.04.2010., a nie w noc 9/10.04. ...
Wspominam o tym właśnie a propos tego, ilu okoliczności zupełnie nie znamy z wydarzeń dotyczących tego dnia i jak trudno jest ułożyć logiczny scenariusz jedynie z okruchów...
Pozdrawiam serdecznie
@Autor- uwaga 3
@35STAN
@KISIEL
Twój komentarz sprowokował mnie trochę do napisania jeszcze jednej rzeczy odnośnie Antoniego i zarazem ważenia słów i odpowiedniego ich odczytywania.
W wywiadzie (zdaje się, że z kwietnia 2013r.) Antoni mówi:
"Proszę sobie wyobrazić, że istnieją filmy, istnieją 3 przez Rosjan zrobione filmy, przez największą agencję rosyjską RiaNovosti, państwową agencję. One zostały zrobione po rosyjsku, ale także po niemiecku i po angielsku, a więc przeznaczone były na zewnątrz, na eksport, żeby pokazać je opinii publicznej międzynarodowej, GDZIE JEST POKAZANE, JAK SAMOLOT WYBUCHA W POWIETRZU (.....) tam występuje jako jeden ze świadków relacjonujących wydarzenia, BO TO OCZYWIŚCIE JEST SYMULACJA, ale zrobiona przez nich, 10 KWIETNIA..... "
Dlaczego to przywołuję. Z paru powodów.
1. Antoni mówi, że są 3 filmy. Tymczasem chodzi o jeden film, ale zrobiony w 3 wersjach jęzkowych, co on liczy jako 3.
2. Cała konstrukcja zbudowana jest tak, jakby to miały być filmy, a nie wizualizacje. Informację o tym, że chodzi o symulację wtrąca jakby mimochodem (widać to wyraźnie na zapisie video tego wywiadu).
3. Dla mnie najistotniejsze, Antoni mówi, że filmy pochodzą z 10 kwietnia.
Serio? To w parę godzin RiaNovosti zrobiło taką wizualizację? C'mon. To jest dosyć solidna poszlaka wskazująca na to, że "symulacja katastrofy" została wykonana przed "katastrofą".
Link do wywiadu: http://www.youtube.com/watch?v=30kAKG7JuXY
@MYSTICMAN
@KISIEL
@KISIEL
Coraz więcej wypływa. Ciągle jesteśmy w mniejszości, ale dziwnym trafem każda nowa informacja nie dosyć, że nie zaprzecza naszym podejrzeniom, to je potwierdza.
Podejrzewam, że Twoje przeczucia co do sprawy są inne niż moje, bo moje są skrajnie nieprawdopodobne, ale jednak jedyne, które do mnie przemawiają. Jedyne, które mają sens.
Kiedyś może o tym opowiem bardziej jasno.
@KISIEL
"Moim zdaniem tak Macierewicz jak i spora grupa Polaków, w tym nie tylko tych obecnych 10 kwietnia w Smoleńsku, dokładnie wie, co tam naprawdę zaszło."
Oto jak wyglądało umacnianie dogmatu katastrofy lotniczej. Zwłaszcza od 09:25 Macierewicz rozwija skrzydła:
Warto zapis tej rozmowy przechować. Interpretacja nr 1, to Macierewicz jako sowieckie nożyce dezinformacji, jako "patriotyczny" klon Michnika. O podchodzeniu Tupolewa od zachodu, o braku danych na temat tzw. "zapisów z Jaka", o przedłużaniu "ekspertyzy" w IES w nieskończoność, o fałszowaniu zapisów z czarnych skrzynek - nie ma w wypowiedzi pana Antoniego najmniejszej wzmianki.
Prawdę powiedziawszy słuchając Macierewicza odnoszę dziś wrażenie, że mamy do czynienia z błaznem, z tępym pajacem niespecjalnie rozumiejącym, co plecie. Stawiam mimo wszystko na taki wariant. Nie da się tego bełkotu analizować.
@ALL
Przez jeszcze dłuższy okres nie podawano czasu startu (był tajny?)
Nie znana była ilość ofiar, uznano, na listach były osoby nie uczestniczące w "katastrofie".
Powyższe informacje były najprostsze do uzyskania, zweryfikowania i przekazania, nie były tajne.
Powyższe świadczy o robieniu historii "wypadku" on line, o dopasowywaniu czasowym kluczowych punktów scenariusza. Prawdopodobnie chronologia zdarzenia z jakiś powodów się rozlazła.
@PIKO 06:44, MarekTomasz 04:22
"Prawdopodobnie chronologia zdarzenia z jakiś powodów się rozlazła."
Gdyby wszystko poszło zgodnie ze scenariuszem, to po tygodniu płaczu wszystko powoli poszłoby w zapomnienie. Ratując sytuację, rzucając wszystkie ręce na pokład, ujawnili całą agenturę, nawet tak głęboko zalegendowanego kolegę michnika, samego M..
Pozdrawiam
@MYSTICMAN
Czas 90 minut jest po prostu nieprawdziwy.
Wg Raportu MAK, czas lotu wyniósł: 8:41 - 7:27 = 74 minuty, czyli średnia prędkość na całej trasie wyniosła około 650 km/h(na wysokości przelotowej ponad 900 km/h), więc z taką prędkością , pokonałby dystans : 650x90/60 = 975 km(do Smoleńska około 800 km)
Mnie przekonuje czas podany przez Makowieckiego, czyli 62 minuty, choć może to być czas na podejście zachodnie do Siewiernego.
@MYSTICMAN
Też tak uważam, a pewny jestem tego, że i "polskie" stacje miały przygotowane wcześniej reportaże(i nie tylko reportaże) na temat 10 kwietnia, które użyto w narracji katastrofy smoleńskiej tuż po zdarzeniu.
Sztab polskiej maskirowki mieścił się w TVP INFO.
@KISIEL - 01:51
Nie wiem, czy to coś pomoże
Wszystkie znalezione dotąd w googlu (yandex.ru) skojarzenia z tym skrótem krążą wokół kilku pojęć:
- określonego rodzaju broni automatycznej dla sił specjalnych
- formacji sił specjalnych: The FN SCAR (Special Forces Combat Assault Rifle)
- trwałych blizn na skórze
- grupy ciężkiego rocka ze Szwecji (od 2004): Scar Symmetry
3ZET ma ciekawy materiał
@PIKO
@AMELKA222
SKAR
S - od Smoleńsk, smoleński, sowiecki
K - komunistyczny, komando
A - armia
R - rosyjski, ang. red (czerwony)
@KISIEL - 13:57
@MAREKTOMASZ (04:22)
@KISIEL
http://club-stalker.ru/vluvla-steo/%D0%92%D0%BE%D0%B9%D1%81%D0%BA%D0%B0_%D1%81%D0%BF%D0%B5%D1%86%D0%B8%D0%B0%D0%BB%D1%8C%D0%BD%D0%BE%D0%B3%D0%BE_%D0%BD%D0%B0%D0%B7%D0%BD%D0%B0%D1%87%D0%B5%D0%BD%D0%B8%D1%8F
Ale jest chyba mało prawdopodobne, by napisem "SKAR" podano cokolwiek wprost na tacy.
Kierunkowskaz?
Do tego w/w zestawienia w linku dochodzi jeszcze specnaz MCzS "Lider".
"Szwadrony śmierci".
Jak pokazałam go w dyskusji pod notką
http://lamelka222.salon24.pl/548262,rok-temu-s-szojgu-obejmowal-teke-mon-fr-czy-zapomnial-o-10-04
- @Akskii (rosyjski troll) natychmiast się odezwał
Ponieważ to siły MCzS S. Szojgu od początku do końca kontrolowały całość inscenizacji w Smoleńsku i to one dowoziły ciała do Moskwy, wzięcie pod uwagę możliwości ich specnazu "Lider" wydaje się jak najbardziej logiczne.
Po co angażować siły innej formacji, kiedy ma się własnych zabójców?
@AMELKA222
@AMELKA222
Przejdę od razu do wątku dotyczącego II K/S i referatu prof. Cieszewskiego.
Przyznam że zaciekawiła mnie opinia FYM-a dotycząca reakcji - braku właściwej
reakcji = konsternacji zarówno uczestników w/w konferencji, następnie tzw. "stron" w adekwatnej relacji do przypadłych im mediów.
Ku mojemu ( miłemu ) zdziwieniu, wyrażone w wywiadzie opinie, pokrywają się praktycznie w 100 % z moimi odczuciami n/t poruszonych kwestii.
Dodam tu jedynie e w mojej opinii wspomnianych stron żenujące, wręcz nazwijmy je jako praktycznie-taktyczne "milczenie" jest jednak niesamowicie wymowne, obnażając wspomniane "strony" niemalże całkowicie.
Nie wróży to "pozornie" nic dobrego dla przyszłości "Kwestii Smoleńskiej"
Napisałem "pozornie" jako że świadczy o ich narastającej słabości w ścisłej relacji do coraz bardziej widocznego "uginania" się glinianych filarów - prezentowanych przez te "strony" wesji/argumentów.
Co do końcowej części Pani wywiadu, dotyczącej zapowiedzi FYM tworzenia zapisu w formie filmu o tematyce Smoleńskiej, trzymam już od tego momentu zaciśnięte kciuki, aby to zamierzenie zakończyło się udaną realizacją.
Pozdrawiam
@KISIEL
(PS. Będę dopiero ok. 20.00)
@FATAMORGAN
Proszę zauważyć, że bezpośrednio po podjęciu decyzji przez FYMa o realizacji filmu, odezwał się mainstream na temat filmu Smoleńsk wg Pawlickiego. Stało się to moim zdaniem po to, by deklaracja FYMa została przykryta.
@Autor
Nie pozostaje nam nic innego, jak tyklko cierpliwie czekac, kiedy raporty komisji rzadowej i ZP Macierewicza beda identyczne. Macierewicz ma za zadanie obarczyc tylko wina za zamach wylacznie strone polska. Jest to logiczne, poniewaz bomba mogla byc tylko podlozona w Polsce, a nie w Rosji. Stad jego uporczywa wersja o wybuchach oraz zamachu. Rosjanie maja byc z tej wersji wykluczeni jako wspolwinni. Na razie Macierewicz czeka cierpliwie, kogo wytypuja za zamachowcow rzeczywisci wladcy obecnego PRL. W taki wlasnie sposob dojdzie do identyczniosci raportow rzadowych i ZP. Jest tez wysoce prawdopodobne, ze potencjalni zamachowcyu wskazani przez rzeczywistych wladcow, popelnia wczesniej taktownie samobojstwo. Ale to bylby zbyt wielki triumf Macierewicza. Wydaje mi sie ze obecni wladcy na powaznie rozpatruja scenariusz podlozenia bomby przez srodowiska mafijne, oczywiscie powiazanych z ofiarami zamachu, najchetniej z PiS.
Pozdrawiam
@AMELKA222
@ALL - SKAR
Bo nie ma nic gorszego dla wyborcy, niż to, że przyjdzie mu do głowy, że "nasi" są współwykonawcami!
Pan Cierpisz uważa nawet, że ci drudzy współwykonawcy to nie Rosja (no może GRU w ramach rozgrywek wewnętrznych) tylko tzw. Zachód. Wtedy, oczywiście, maskirowka musiałaby być urządzona w pośpiechu, post factum. I wyborcza wypowiedź Putina (a także wiele samobójstw i dymisji) byłaby bardziej zrozumiała. Po co to Panu inż. - nie wiadomo, wszak jedno pozostaje niezmienne - polskie ręce! Chyba, że "nasza góra" też niewinna, to będzie może "ostatnia linia obrony"... Fajna powieść się pisze...
Sami nam maskirowkę opowiedzą, to pewne, i to na wyprzodki, jak się Antek nie pośpieszy, to zostanie na lodzie, dobre, co?
@FATAMORGAN - 14:48
Są jak papierek lakmusowy - i w sprawie Smoleńska, i w szerzej rozumianych sprawach dotyczących polskiej racji stanu. Bo nie wyobrażam sobie, by można było myśleć i mówić o 10.04.2010., bez uwzględnienia tego, że dojście do prawdy o tym dniu jest samą istotą tejże racji.
I ta polska racja stanu wydaje się być dzisiaj znacznie lepiej rozumiana i żywiej odczuwana "na dole" - nawet jeśli rozumienie to nie zawsze jest ubrane w atrakcyjne i fachowe terminy socjopolityczne - niż wśród tzw. elit politycznych, które w większości nie zdałyby chyba nawet egzaminu wstępnego z wiedzy o podstawowych zadaniach państwa.
Dlatego też sądzę, że formuła, którą chce zaproponować FYM swoim cyklem filmów - a która wychodzi z przesłania: wiemy, że tak nie było, jak kłamiecie od prawie 4 lat i chcemy opowiedzieć o tym, czego nie ma w waszych kłamstwach - ma ogromne szanse powodzenia. Bo trafia prosto w tę rozległą "czarną dziurę" niepewności, którą wytworzyła niespójność wszystkich tych smoleńskich kłamstw razem wziętych
FYM pisze o swoich zamiarach bardzo lapidarnie:
"Wystarczy przede wszystkim zwrócić uwagę widza na to, czego w owych narracjach nie sposób znaleźć, a więc, co one zgodnie i konsekwentnie pomijają. Co pomijają (...)? Np. Okęcie. Zaczniemy więc Loty do Katynia od Okęcia."
Wierzę, że Mu się uda :)
Pozdrawiam
@MOMOTORO
Linkuję do Londynu, gdzie są najmłodsze przedszkolaki :)
Dzięki!
Pozdrawiam Cię :)
@PROPATRIAN
Uploaded with ImageShack.us
Nie da się inaczej :)
Serdeczne!
10.04.2010. to oni podejmowali wszystkie decyzje:
Uploaded with ImageShack.us
A. Bortnikow - szef FSB
D. Miedwiediew - prezydent FR
W. Putin - premier
@SLEPA MANKA
Cały czas mam nadzieję, że zanim wszystkie strony w czymkolwiek się porozumieją, to maskirowka wejdzie już szeroko "pod strzechy" - do "kuchni" włącznie :) - i nie pomoże już żadna porcja kolejnego kłamstwa.
Bo aby zbudować nową narrację, to potrzeba jednak trochę czasu. By ta nowa narracja gdzieś tam zaczęła się przyjmować, tego czasu trzeba już bardzo dużo.
Oni czasu mają coraz mniej. Będą popełniać coraz więcej błędów.. Już teraz są kompletnie niewiarygodni, a niewiarygodne źródło nie wytworzy nigdy wiarygodnego przekazu.
Jednym słowem: mają przechlapane :)
Pozdrawiam
@AMELKA222
bardzo dobry był pomysł tej rozmowy! Zrobiłaś wspaniałą niespodziankę. bardzo była potrzebna taka autorska rekapitulacja ostatnich badań FYM-a.
Gratulacje i podziękowania dla Ciebie i dla Free!
Teraz muszę to jeszcze przemyśleć. Różne fakty inaczej zaczynają znaczyć w nowym kontekście.
Serdeczności
@TRZMIELKA
Pozdrawiam serdecznie!
@All
http://freeyourmind.salon24.pl/550881,loty-do-katynia